Skąd pomysł na wylot w tak odległe miejsce? Jak w ogóle na siebie wpadliście?
Rafał: Poznaliśmy się jakieś cztery lata temu i połączyła nas chęć pracy za barem. Uczestniczyliśmy w kursie barmańskim w Lublinie, później przez chwilę pracowaliśmy razem, ale kontakt się urwał. W ostatnim czasie nie mieliśmy nawet kontaktu przez blisko trzy lata i podczas ostatnich wakacji, gdzie pracowaliśmy, nasze drogi znowu się zeszły w Jastarni. Zupełnie przypadkiem, bo nie planowaliśmy się tam spotkać. Przez cztery miesiące mieszkaliśmy w jednej przyczepie kempingowej i właśnie tam zrodził się pomysł tej szalonej akcji. Obaj marzyliśmy zawsze o tym, by spędzić zimę poza Polską. Miało być ciepło, więc padło na Bali. I w taki oto sposób wylądowaliśmy tutaj na ponad 100 dni.
Długo zastanawialiście się nad kupnem biletu?
Filip: Trwało to równo miesiąc. Rafał był nieco bardziej zdecydowany, ja wahałem się dosyć długo, jednak kiedy już nastąpiła ostateczna decyzja, nie żałowałem jej. Pod koniec sierpnia zamówiliśmy bilety, a później zajęliśmy się już pozostałymi rzeczami, które były potrzebne do wylotu i samego pobytu na wyspie.
Jak na ten pomysł zareagowali Wasi znajomi i rodzina?
F: Nie było osoby, która byłaby z tego pomysłu niezadowolona. Każdy zazdrościł i mówił, że to świetna sprawa. Jeśli chodzi o rodzinę, tutaj było nieco inaczej. Moja mama bardzo się martwiła, bo ledwo wróciłem z Jastarni po czterech miesiącach, a blisko przez kolejne pół roku ma mnie nie być w domu. Po kilku rozmowach udało mi się ją jednak uspokoić, pomogła też moja siostra Ania. Ostatecznie zaakceptowała to, że nie wyjeżdżam przecież na zawsze. Próbowałem wyjaśnić, że skoro teraz nie było mnie przez cztery miesiące, kolejne cztery też upłyną szybko, jednak chyba największą przeszkodą była odległość. Jedenaście tysięcy kilometrów to jednak spora różnica w porównaniu z 700 kilometrami. Teraz mama założyła specjalnie na mój wyjazd Instagrama i TikToka. Ogląda to, co razem z Rafałem uda nam się nakręcić.
Jaki jest Wasz cel tej podróży? Będą to wyłącznie wakacje czy macie jakieś inne plany związane z pobytem na Bali?
F: Nastawiliśmy się tylko na wakacje, mieliśmy odłożone pieniądze, więc nie mamy też parcia na pracę. W przeliczeniu na balijską walutę, jesteśmy tutaj milionerami. Nie mamy też dużych wymagań, nawet jeśli chodzi o standard mieszkaniowy. Oczywiście, od czasu do czasu zdarzy nam się wyjść, by zjeść coś zbliżonego do europejskiego jedzenia, jednak wybraliśmy specjalnie akurat Bali, by nie tylko odpocząć, ale również wyciszyć się, znaleźć balans między ciałem, a duchem. Sposób na odnalezienie siebie. Ludzie na Bali żyją naprawdę bardzo skromnie, a potrafią cieszyć się każdą chwilą. Też chcielibyśmy to w sobie odkryć.
R: Zdążyliśmy wyrobić już codzienną rutynę, która skupia na sobie nie tylko ćwiczenia, ale także czytanie książek, zgłębianie wiedzy o tym miejscu czy różne inne czynności, które będą sprawiały, że do Polski wrócimy jako trochę inni ludzie. Sporo ćwiczymy i bardzo dużo medytujemy.
Cały pobyt zamierzacie spędzić w jednym miejscu czy będzie ich kilka?
R: Miejsce, w którym jesteśmy obecnie - Uluwatu, jest dobre maksymalnie na dwa tygodnie. Zwiedziliśmy już tutaj wszystko, więc w drugi dzień świąt mamy zaplanowaną przeprowadzkę. Będąc już na Bali, rozplanowaliśmy cały pobyt, więc niemal do końca tej przygody wiemy, gdzie się znajdziemy za tydzień czy za miesiąc. Będziemy jeszcze w pięciu lokacjach oraz w Malezji, ale to już zupełnie inna historia.
O co więc w niej chodzi?
F: Musimy się tam wybrać ze względów wizowych. Wiza obejmuje okres 60 dni, a nasz pobyt jest zaplanowany na 125. Odkryliśmy jednak, że Indonezja oferuje możliwość pobytu Polaków na ich terenach za darmo, przez jeden miesiąc. Dlatego podczas trwania naszej drugiej wizy, wybieramy się na pięć dni do Malezji, by później wrócić znów na Bali i skorzystać z darmowej wizy "Run". Powrót jest związany również z bardzo ważnym świętem na Bali, czyli świętowanie nowego roku. Na samym początku marca...
Skoro jesteśmy już przy świętach - jak będą wyglądały święta w Waszym wykonaniu w tym roku?
R: Przygotowanie tradycyjnych polskich potraw będzie raczej trudne do zrealizowania, więc ograniczymy się do tego, że zadzwonimy do naszych rodzin i będziemy im towarzyszyć jedynie przez rozmowy wideo. Pierwszy dzień świąt będzie wyglądał pewnie bardzo podobnie, a drugiego dnia wyruszamy już do zupełnie innego miejsca, jednak o tym będziecie mogli dowiedzieć się z naszych relacji na Instagramie.
Widać jakiekolwiek oznaki tradycyjnych świątecznych ozdób, które kojarzą się z Polską?
F: Przez to, że jest tutaj całkiem inna religia, na pewno nie spotkamy się z kolędami czy świętym Mikołajem. Jest to dość turystyczne miejsce, więc co jakiś czas znajdujemy świąteczne elementy rodem z Europy. Właściciel restauracji, w której się stołujemy, 6 grudnia chodził w czapce Mikołaja. Tego dnia również turyści stworzyli własną choinkę na plaży. W markecie, do którego chodzimy, od kilku tygodni stoi już choinka zrobiona z butelek z piwem. Te elementy więc gdzieniegdzie się pojawiają, jednak jest to bardziej dla oka turystów, niż dla rdzennych mieszkańców.
W jaki sposób świętują tamtejsi mieszkańcy?
F: Na samej wyspie główną religią jest hinduizm, ale w pozostałych częściach Indonezji panuje Islam. Hinduizm to bardzo skomplikowana religia, gdzie świętowanie zależy też od samych regionów Bali. Balijczycy wyznają odłam hinduizmu, o nazwie Agama Tirtha, czyli "religię świętej wody". Jeśli chodzi o obrzędy i święta, jest ich mnóstwo i są bardzo zróżnicowane w poszczególnych regionach wyspy. W miejscu, w którym jesteśmy, świętowanie trwa niemal bez przerwy. Co chwila słychać jakieś pieśni, a niemal przy każdym domu, na takich altanach widać małe świątynie. Większość mieszkańców ma ołtarzyki na własnych podwórkach. Ciekawostką były dla nas małe koszyczki z liści palmowych, w których mieszkańcy gromadzili przeróżne dary. Były tam jakieś ciasteczka, kadzidełka, banany, często również papierosy. Okazało się, że mieszkańcy Bali przygotowują to dla złych duchów. Uznają taką równowagę w przyrodzie, przez co obdarowują zarówno tych złych, jak i Bogów. Wierzą, że jeśli zły duch otrzyma podarki przed wejściem do domu, zabierze to wszystko i nie będzie ich prześladował. Bogowie swoje dary otrzymują przy ołtarzach, a złe duchy po swój koszyk mogą zgłosić się gdzieś w okolicy domu, najczęściej pozostawiony na ziemi.
Ciekawym zagadnieniem jest również Nowy Rok na Bali...
F: Dokładnie tak, obchodzi się go tutaj dopiero w marcu. Jednym z najważniejszych świąt dla Balijczyków jest nowy rok, który nazywają Nyepi. Jest to bardzo wyjątkowy dzień, bo wszyscy, którzy są w tym czasie na wyspie, spędzają go w absolutnej ciszy. Wyłączony jest prąd, nie ma Internetu, nie jeżdżą samochody ani skutery, lotnisko jest wyłączone, nikt nie może opuszczać swojego miejsca zamieszkania. Wyspa jakby "umiera" na 24 godziny. Jest to czas, który wszyscy ludzie powinni przeznaczyć na refleksję i medytację, przeżyć wewnętrzny restart. Trzy dni przed świętem Nyepi, na całej wyspie odbywają się ceremonie Melasti, czyli oczyszczenia. W pobliskich rzekach, jeziorach lub oceanie, Balijczycy oczyszczają relikwie, ale również swoje dusze, ze złych mocy. Każdy chce wejść w nowy rok w czystości duchowej. Wyznają często spotykaną również w Polsce zasadę - "Nowy rok, nowy ja". Z kolei wieczór przed świętem Nyepi, balijskie ulice wypełniają się potworami Ogoh-Ogoh. Stworzone przez Balijczyków figury demonów mają przegonić złe moce z całej wyspy i oczyścić duchowo jej mieszkańców. Po paradzie wszyscy mieszkańcy udają się do domów, by przygotować się mentalnie na święto Nyepi. Jest to bardzo wyjątkowe święto, gdyż nie ma na świecie drugiego takiego miejsca, gdzie przez dobę panuje kompletna cisza, a jedynymi ludźmi na ulicach są patrolujący je policjanci. Cieszymy się, że będzie dane nam to przeżyć, jako zwieńczenie naszego pobytu na tej wspaniałej wyspie.
A jak sami mieszkańcy Bali? Jak są do Was nastawieni?
R: Mieszkańcy są tutaj bardzo serdeczni i pozytywnie nastawieni do życia. Cały czas się uśmiechają, machają do nas i oferują pomoc. Są małe wyjątki, jak sprzedawcy w najbardziej turystycznych miejscach, gdzie Panie potrafią chodzić za turystami po kilka minut i napraszać się, by Ci kupili wykonane przez nie ozdoby. Jest to jednak ich główne źródło utrzymania, więc nie ma co się dziwić. Potrafią też odpowiednio podejść do klienta, ponieważ niemal każdy, z kim rozmawiamy, kiedy dowiaduje się, że jesteśmy z Polski, zaczyna mówić o Robercie Lewandowskim.
Zauważacie jakieś różnice między mieszkańcami Bali, a Polakami?
F: Ludzie w Polsce mają problem ze słuchaniem drugiej osoby. Często sobie przerywają, wchodzą w słowo. Tutaj cały czas czujesz na sobie wzrok osoby, z którą rozmawiasz. Bez przerwy możesz czuć się ważny i że to, o czym opowiadasz, naprawdę interesuje drugą osobę. W Polsce można zauważyć ciągły pośpiech i stres. Tutaj mieszkańcy są bez przerwy uśmiechnięci i mimo tego, że nie mają zbyt wiele, podchodzą do życia bardzo pozytywnie. Ostatnio byliśmy nawet w pralni, bo mało kto ma tutaj pralkę. Właściciel tej pralni spotkał nas później jeszcze kilka razy. Za każdym razem zagadywał, a ostatnio, jadąc skuterem, z daleka do nas machał i znów próbował nawiązać kontakt. Tutaj wystarczy jedno spojrzenie, delikatny uśmiech i rozmowa sama się zawiązuje. W Polsce, gdyby ktoś tak bez ustanku się uśmiechał, zostałby uznany za osobę o niezdrowych zmysłach.
Są jeszcze jakieś różnice?
R: Przede wszystkim na drogach. W Polsce zaostrzono teraz kary za to, że jeśli nie wpuścisz pieszego na pasy, otrzymasz surowy mandat. Na Bali pieszy nie ma zbyt wiele do powiedzenia. Musi czekać na to, aż większy przejedzie, by on mógł bezpiecznie przejść przez ulicę. Na drogach jest to samo. Pierwszeństwo ma przede wszystkim większy lub ten, który jako pierwszy zatrąbi. Mieliśmy nawet taką sytuację, że jadąc skuterem, z przyzwyczajenia zatrzymaliśmy się przed przejściem. Jest ich tutaj niewiele, ale tym razem akurat było. Pieszy zdziwiony patrzył się na nas, oczywiście dziękował, ale mimo wszystko musiał poczekać na kolejne skutery, który były za nami i zaczęły nas wyprzedzać. Poruszanie tutaj nie należy do najbezpieczniejszych rzeczy, zdecydowanie. Ludzie potrafią całą rodziną jeździć na jednym skuterze, zabierając ze sobą przy okazji psa. Może się to wydawać abstrakcyjne, jednak tak właśnie jest.
Wszystko jest też tutaj miniaturowe. Lody czy butelki przeróżnych napojów są średnio o połowę mniejsze, niż w Polsce. Porcje jedzenia również. Pewnie dlatego, że jest to jednak nacja dość niska. Najlepszym potwierdzeniem - mój barber, który stojąc, był równy ze mną, gdy siedziałem.
Kilka dni temu zakończył się też mundial. Czy istnieją tam jakieś strefy, gdzie mogliście obejrzeć mecze Polaków?
R: Nie było to najlepsze, ze względu na pory rozgrywania spotkań. Transmisje rozpoczynały się o 23:00 i o 3:00 w nocy, więc bywało z tym różnie. Można było obejrzeć mundial na miejscu, jednak raz trafiliśmy na Indonezyjczyków śpiewających karaoke, a za drugim razem, jako jedyni Polacy, oglądaliśmy mecz przeciwko Francuzom, gdzie cała knajpa była wypełniona po brzegi kibicami trójkolorowych. Mieszkańcy Bali interesują się piłką nożną, bo rozmawiający z kilkoma osobami, próbowali obstawiać wynik Polski z Argentyną i mieli dużą wiedzę o naszej kadrze. Jest to jednak taka impreza, która porusza ludzi na całym świecie.
Założyliście też dedykowane media społecznościowe. Gdzie można Was obejrzeć?
F: Nasze pierwsze filmy pojawiły się już na YouTube, mamy również konto na Instagramie, które nazywa się fifa_rafa_ i serdecznie na nie zapraszamy. Na TikToku także codziennie można znaleźć nowy materiał. Dzieje się coraz więcej, a przez kolejne tygodnie częstotliwość wrzucanych filmów jeszcze wzrośnie. Odbiór jest pozytywny, słuchamy uwag naszych widzów, zmieniliśmy trochę koncepcję nagrywania, więc z każdym dniem materiały są coraz lepsze.
Czy jest coś za czym szczególnie tęsknicie?
R: Po dwóch tygodniach od przybycia na wyspę, chodzi za nami schabowy i mielone z buraczkami. Jedzenie nie jest może tutaj jakieś najgorsze, ale jeśli już nam coś posmakowało, to jedliśmy to tak często, że się przejadało. Staramy się też nie eksperymentować z nowościami, bo nigdy nie wiadomo co się może trafić, a aklimatyzacja tutaj też nie należała do najłatwiejszych. Plusem jest na pewno duży wybór owoców które, tak jak większość rzeczy tutaj, są duże tańsze niż w Polsce.
Czym poruszacie się po wyspie?
R: Przez pierwsze dwa dni poruszaliśmy się pieszo, ale drogi nie są tutaj przystosowane do tego, żeby przemieszczać się w taki sposób. Głównie jeździmy więc skuterem, bo przez to, że drogi są wąskie, samochodem też byłoby bardzo ciężko. Wypożyczenie skutera na miesiąc kosztowało nas 350 złotych, najtańsze paliwo to koszt też trzech złotych za litr. Do pełna tankujemy więc za 15 złotych i możemy tak jeździć przez tydzień.
Cen paliwa można pozazdrościć. A jak to wygląda z innymi produktami?
F: Ceny są tutaj bardzo elastyczne, tak naprawdę poza marketami, można wszędzie się targować. Przy większych rzeczach, takich jak właśnie wypożyczenie skutera czy deski surfingowej, staramy się to robić, jednak na targu, gdzie ceny i tak są bardzo niskie, nie chcemy się już wdawać w tego typu sytuacje. Z rozmów z mieszkańcami wynika, że targowanie jest tutaj na tyle popularne, że dziwne wydaje się, jeśli tego nie robisz. Dzięki temu wchodzisz w interakcję ze sprzedawcą, a tak jak mówiliśmy wcześniej - oni mogą rozmawiać tutaj bez przerwy i z każdym.
Mieliście już sytuację, w której ktoś celowo zawyżył cenę, żebyście wy chcieli się targować?
R: Tak, to się zdarza. Zwłaszcza, jeśli sprzedawcy na początku widzieli, że jesteśmy na wyspie nowi. Było tak chociażby podczas wypożyczania po raz pierwszy deski surfingowej. Dwie deski mogliśmy mieć za 100 tysięcy rupii indonezyjskich, a właściciel powiedział, że koszt takiego wypożyczenia wynosi 200 tys. rupii. Wytargowaliśmy 50 rupii mniej, jednak później okazało się, że standardowa cena to właśnie około 100 tys. rupii za dwie deski. Z czasem jednak poznaliśmy już wszystkie ceny i negocjacje zaczynamy od kwot, które faktycznie są przypisane do danych produktów czy usług.
Mówiliście o niskich cenach, jednak chyba nie wszystko jest tam aż tak tanie, jak mogłoby się wydawać?
F: Nasz pierwszy posiłek też był tutaj wyliczany "na oko". Przyszła Pani, policzyła ile mogłaby wziąć za dwie miski ryżu z jakimiś dodatkami, do tego były jeszcze napoje. Za całość zapłaciliśmy tylko 25 złotych, więc naprawdę niewiele. Są jednak produkty sprowadzane z innych stron świata, za które trzeba zapłacić dość dużo. Zwykłe płatki owsiane kosztują tutaj około 20 złotych, a litr mleka to koszt ośmiu złotych. Słono trzeba zapłacić też za różnego rodzaju chemię. Za szampon musieliśmy zapłacić około 25 złotych. Zdarzają się więc produkty drogie, ale generalnie jest to wyspa, na której za nieduże pieniądze można spędzić miło czas.
A jak oceniacie warunki noclegowe? Dużo kosztuje Was miesięczny pobyt w jednym miejscu?
R: Miesiąc życia w naprawdę dobrych warunkach to koszt około 750 złotych, z wliczonym śniadaniem, nielimitowaną wodą do picia, kawą, herbatą i ciasteczkami bez cukru. Mamy oddzielną łazienkę i tak naprawdę jedynym utrudnieniem są tutaj dzikie zwierzęta, które wchodzą do domków wszystkimi możliwymi szczelinami. Bardzo dużo jest tutaj np. gekonów.
A pająki?
F: Pająków nie ma, bo są gekony (śmiech - przyp. red.). Tak naprawdę widzieliśmy tylko jednego pająka, w Polsce tak dużego okazu jeszcze nie widziałem. Ale faktycznie, najwięcej jest tu różnego rodzaju jaszczurek, w ostatnim czasie na plaży widzieliśmy dość sporego, około metrowego warana. Tak nam się wydaje, bo rodzajów tych zwierząt jest tutaj naprawdę wiele. Nie są groźne, raczej nie podchodzą do ludzi, ale rozmiar niektórych robi wrażenie. Więcej różnych zwierząt będziemy widzieli po przeniesieniu się bardziej na północ, tam przestrzegano nas przede wszystkim przed wężami, ale o tym więcej już na naszych vlogach.
Na koniec, jak na książkową rozmowę Polaków przystało, muszę z Wami porozmawiać o pogodzie. Jak to jest z tymi temperaturami na Bali?
R: Najśmieszniejsze w pogodzie są tutaj mapki pogodowe, które codziennie zapowiadają opady deszczu i burze. W rzeczywistości praktycznie się to nie sprawdza i deszcz widzimy tutaj bardzo rzadko. Czasami tylko w nocy trochę popada, ale to też na plus, bo przynajmniej przez chwilę jest czym oddychać. Wilgotność tutaj jest tak duża, że przez pierwsze dni naprawdę mieliśmy kłopoty z oddychaniem. No i bardzo gorące noce z temperaturami sięgającymi blisko 25 stopni. W Polsce narzekaliśmy na wyniki około 20 stopni, a dopiero tutaj czujemy, co znaczą te tropikalne temperatury.
Święta wywrócone do góry nogami. Filip z Międzyrzeca wraz z Rafałem spędzą je na Bali
Opublikowano: Aktualizacja:
Autor: Radosław Grabowski
reklama
Przeczytaj również:
Informacje międzyrzeckieZamiast choinki - święta kilka razy w miesiącu, zamiast karpia oraz pierogów z kapustą i grzybami - smocze owoce i ryż z kurczakiem, a zamiast św. Mikołaja - wycieczka na Bali, gdzie spędzą najbliższe święta. Filip Kwaśniewski z Międzyrzeca Podlaskiego oraz Rafał Capała z Dysa koło Lublina, postanowili wybrać się w nieznane, by koniec 2022 oraz znaczną część 2023 roku spędzić na Bali. W rozmowie z nami opowiadają o różnicach między tamtejszymi mieszkańcami i Polakami, a także o wielu innych historiach, które już ich spotkały.
reklama
reklama
reklama
reklama
Artykuł pochodzi z portalu miedzyrzec.24wspolnota.pl. Kliknij tutaj, aby tam przejść.
Polecane artykuły:
wróć na stronę główną
ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.
e-mail
hasło
Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE
reklama
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.