Napastniczka była zamaskowana, a personel banków terroryzowała nożem. Miała ze sobą też przedmiot przypominający pistolet. Dla pokrzywdzonych pracowniczek napady kończyły się na szczęście stosunkowo niedużymi obrażeniami - złamanym palcem w wyniku szarpaniny czy niewielką raną na szyi w efekcie przyłożenia do niej ostrza noża. Przestępczyni ukradła w ten sposób w sumie 55,8 tys. zł.
CZYTAJ TAKŻE: Zrabowali kasę, złoto i diamenty o wartości trzech milionów. Śledczy: Napadem kierował "Niuniek"
Anna A. niedługo cieszyła się łupami, bo już dzień po drugim napadzie była w rękach policji. Napastniczką była 36-letnia mieszkanka małej wsi w powiecie puławskim. Okazało się, że kobieta jest w ósmym miesiącu ciąży, a w domu ma jeszcze dwójkę nastoletnich dzieci.
Jej proces ruszył w czwartek, 6 czerwca. Sprawę rozstrzyga Sąd Okręgowy w Lublinie. Kobieta nie została doprowadzona do sądu - uczestniczyła w rozprawie za pośrednictwem wideo połączenia.
Zachowywała się niecodziennie. Na pytanie sędziego, czy zrozumiała postawione jej zarzuty i czy przyznaje się do popełnienia zarzucynych jej czynów odpowiedziała... milczeniem. Potem potwierdziła, że odmawia składania wyjaśnień podczas procesu.
CZYTAJ TAKŻE: Lublin: Oskarżony o usiłowanie zabójstwa policjanta chciał na wolność. "Jeżeli bym się ukrywał, to tym samym bym się przyznał"
Sąd odczytał za to wyjaśnienia, które kobieta złożyła w rozmowie ze śledczymi tuż po zatrzymaniu. Wtedy Anna A. przyznała się do popełnenia zarzuconych jej czynów.
"Ja i mąż mieliśmy problemy finansowe. Od jakiegoś czasu po głowie chodziły mi myśli, by łatwo zdobyć pieniądze. Tym bardziej, że nikt nie chciał mi ich pożyczyć. Oglądałam kilka filmów o napadach na banki. Nie wiem, w którym momencie wpadłam na to, by napaść na bank" - odczytano w sądzie.
Potem przyznała, że drugiego napadu dokonała, bo stwierdziła, iż "brakuje pieniędzy i trzeba je znowu zdobyć".
W rozmowach ze śledczymi kobieta zapewniała, że jej najbliższi nic nie wiedzieli o napadach.
CZYTAJ TAKŻE: Zimbabwejka wyskoczyła z drugiego piętra. "Nie miałam wątpliwości, że będzie chciał mnie dźgnąć"
"Syna wkręciłam, że wygrałam 400 tys. zł w Lotto. Mężowi powiedziałam, że wygrała 1 mln zł" - powiedziała podczas przesłuchania.
* Co zmotywowało Annę A. do napadów na banki?
* Na co wydawała zrabowane pieniądze?
* Czy kobieta żałuje tego, co się stało?
* Jak napad wyglądal z perspektywy pracowniczek banku?
WIĘCEJ W NAJBLIŻSZYM WYDANIU GAZETY "WSPÓLNOTA", DOSTĘPNYM OD 11 CZERWCA W PUNKTACH SPRZEDAŻY ORAZ NA E-PRASA.PL
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.