reklama
reklama

Pragnę żyć w normalnym kraju

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Pragnę żyć w normalnym kraju - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Informacje puławskiePrzypominamy wywiad, jakiego zmarły wczoraj Walerian Jabłoński w 2016 roku udzielił Wspólnocie.
reklama

 

We wrześniu odbędą się w Liceum imienia księcia Adama Jerzego Czartoryskiego uroczystości z okazji jubileuszu 100-lecia. Jakie ma pan najmocniejsze wspomnienia, przejeżdżając teraz obok szkoły?

Uczniem tego gimnazjum zostałem w 1954 roku i zamieszkałem w internacie. To słowo zresztą niezbyt pasuje do ówczesnej rzeczywistości. Po prostu na pierwszym piętrze wydzielone dwie sale lekcyjne dla chłopców, na górze trzy dla dziewcząt. W każdej nocowało po około 20 osób. Dostaliśmy worki, które należało napełnić w budynku gospodarczym słomą. To były nasze sienniki. Natomiast z przekazów dowiedziałem się, że zaraz po wojnie uczniowie mieszkający w Puławach przynosili nawet własne taborety.

 

W połowie pana gimnazjalnej edukacji przypadł burzliwy rok 1956...

reklama

Niemal wszyscy uczniowie należeli do Związku Młodzieży Polskiej. W wielu szkołach liderów tej organizacji bali się nawet dyrektorzy. Jednak u nas były w sumie zdrowe relacje. ZMP skupiało się na działalności kulturalno-sportowej, polityka była gdzieś w tle. Spod rosnących wokół dębów zbieraliśmy na przykład żołędzie, które sprzedaliśmy kołu łowieckiemu, a uzyskane pieniądze przeznaczyliśmy na zakup radia Preludium z adapterem. Dzięki temu mogliśmy organizować wieczorki taneczne. Po rozwiązaniu ZMP nikt nie płakał. Pamiętam również wiec październikowy, jaki odbywał się na pobliskim stadionie. Wprawdzie padały tam słowa często dla nas niezrozumiałe, ale wszyscy mocno przeżywaliśmy te wydarzenia.

A jeśli chodzi o stosunki z profesorami... Większość kadry miała jeszcze doświadczenia z okresu międzywojennego, lecz nikt nie narzucał swych przekonań. W mojej pamięci pozostał zwłaszcza profesor fizyki Franciszek Kruk. Walczył w kampanii wrześniowej 1939 roku, później kilka lat spędził w obozie jenieckim. Był prekursorem lekcji wychowawczych, które odbiegały od typowych połajanek. Kiedyś prawie kwadrans spoglądał w milczeniu na mapę z nazwą miejscowości, w której był przetrzymywany z innymi żołnierzami. Zapamiętałem tę chwilę lepiej, niż późniejsze, standardowe minuty ciszy. I jeszcze pewne wspomnienie. Otóż kiedy zasiadłem w gabinecie wicedyrektora liceum – zorientowałem się, że sporo profesorów wcześniej mnie uczyło. To była dość nietypowa sytuacja, ale zostałem przyjęty bardzo serdecznie.

reklama

 

Czy od razu po studiach na lubelskim UMCS trafił pan ponownie do Puław?

W tym momencie muszę zdradzić, iż mama posłała mnie po podstawówce do klasy z językiem łacińskim. Marzyła, by jeden z trzech synów został księdzem. Jednak w szkole zawsze lepiej radziłem sobie z przedmiotami ścisłymi i w końcu otrzymałem w domu wolną rękę. Chyba dobrze zrobiłem. Wątpię, bym został lepszym duchownym, niż wykładowcą matematyki.

Po otrzymaniu dyplomu najpierw uczyłem w miejscowości Wysokie w pobliżu Krasnegostawu. Znalazłem się w tej szkole niemal jednocześnie z rusycystką Ewą. Przez kilkanaście miesięcy przyglądaliśmy się sobie, natomiast w 1969 roku przyjechaliśmy do Puław już jako małżeństwo. To było zupełnie inne miasto. Opuszczałem je, gdy po ulicach krążyły głównie dorożki. Budowa Zakładów Azotowych wszystko odmieniła. Tworzyliśmy sześć – siedem równoległych klas, liczących średnio po 40 uczniów. Dokuczała ciasnota.

reklama

Wielu wychowanków wciąż często wspominam. Miałem ogromną satysfakcję, kiedy Mirek Truszczyński i Paweł Mikulski zostali w 1973 roku laureatami olimpiady matematycznej. Byli naprawdę wybitnie uzdolnieni. Wkrótce po ukończeniu studiów w Warszawie wyjechali do USA i zrobili tam zawrotne kariery. Wprawdzie rzadko odwiedzają Puławy, ale na bieżąco informowali mnie zarówno o kolejnych sukcesach zawodowych, jak i takich codziennych, życiowych. Do finałów centralnych olimpiady zakwalifikowali się też Maciek Michniewicz i Marek Lechman.

W pracy zawsze kierowałem się zasadą: - Nie wymagajcie od ludzi więcej niż musicie! - Dobry licealista niekoniecznie musi mieć na świadectwie z góry na dół najwyższe oceny. Każdego należy oceniać za całokształt. Niech będą też tróje, ale przynajmniej jedna mocna ówczesna piątka, wynikająca z zainteresowań i pasji młodego człowieka. Miała ona stanowić rodzaj przepustki do późniejszego, dorosłego życia. Ta zasada naprawdę się sprawdzała.

reklama

 

Wakacje w tamtym okresie były nierozerwalnie związane z obozami harcerskimi w Jantarze...

Tę tradycję stworzyli dawno nieżyjący już profesorowie: Jan Lechman i Kazimierz Krzeszowiec. Ten drugi był synem pułku, podczas wojny przenosił na plecach bęben z kablem telefonicznym, a spał często pod pałatką. Wyjazdy świetnie integrowały. Ważne były również względy zdrowotne. Kominy Azotów dymiły wtedy zupełnie inaczej. Dlatego pobyty nad Bałtykiem były wręcz zbawienne. W każdym roku organizowaliśmy trzy turnusy po blisko 200 osób.

 

Dlaczego tak szybko opuścił pan "Czartoryskiego"?

Zawsze miałem swoje zdanie i pewnego dnia otrzymałem "propozycję nie do odrzucenia". Początkowo grałem na zwłokę, ale tamta władza nie znosiła sprzeciwów. No i w 1974 roku zostałem dyrektorem Liceum imienia Komisji Edukacji Narodowej. Szkoła była dopiero na dorobku i po pierwszym badaniu wyników dosłownie włosy stanęły mi na głowie. Postanowiłem doprowadzić ją do przyzwoitego poziomu. Cieszyłem się nie tylko z rosnącego poziomu nauczania i bardzo dobrych relacji młodzieży z większością pedagogów. Wybudowaliśmy dwie sale gimnastyczne, boisko, kupiliśmy teren, na którym teraz jest piękny stadion. Natomiast naszą bazą wakacyjną stały się miejscowości Rowy, Orzechowo i Dębina. Tam także unosił się niepowtarzalny "duch Jantaru". Mam poczucie, że nie zmarnowałem tych 17 lat. Niestety, po zmianach ustrojowych nowy kurator oświaty postanowił wysłać na emeryturę wszystkich dyrektorów szkół, którzy spełniali wymogi Karty Nauczyciela, czyli mieli 30 lat pracy.

 

Jak zorganizował pan sobie czas w tej nowej rzeczywistości?

Dość szybko zarejestrowałem firmę jednoosobową i prowadziłem kursy przygotowawcze do matury, na studia. Pewne działy matematyki, na przykład geometria analityczna, praktycznie zniknęły bowiem ze szkoły średniej, ale przecież nie z matematyki. Dlatego młodzież wybierająca się na kierunki, związane z tą dziedziną wiedzy, ma później spore problemy. W najbliższym roku maturę w liceum Czartoryskiego będzie zdawał starszy wnuk Olek. To wyzwanie również dla dziadka, a przy okazji być może wznowię wspomnianą działalność.

 

Jak na podstawie własnych doświadczeń pedagogicznych ocenia pan kolejne zmiany w polskiej oświacie? Niedawno głośno było o posyłaniu do szkół sześciolatków, natomiast ostatnio zapowiedziano likwidację gimnazjów...

Często jestem o to pytany. Moim zdaniem znacznie ważniejsze od struktury organizacyjnej są sprawy programowe. Niestety, wciąż brak szczegółów, a ja ubolewam, iż obecni maturzyści nie rozwiążą zadań sprzed 40 lat. Przeróżne pomysły i reformy zwykle wyprzedzają możliwości ekonomiczne samorządów, na barki których spadło finansowanie oświaty. Dlatego zamyka się tak wiele szkół. Niż demograficzny jest często tylko pretekstem.

Reforma rządu Jerzego Buzka z końca XX wieku została  bardzo źle wdrożona – zwłaszcza pod względem wychowawczym. Cały proces rozbito na cztery trzyletnie cykle: nauczanie początkowe, podstawówka, gimnazjum oraz liceum. To ogromnie dezintegrowało młodzież. Zacząłem się nawet obawiać, czy w przyszłości będą jeszcze organizowane podobne zjazdy absolwentów, jakie znamy. Być może to się zmieni, lecz w tej chwili trudno cokolwiek przesądzać.

 

Jest pan obecny prawie na każdym meczu szczypiornistów Azotów oraz  piłkarzy Wisły Puławy. O przypadku chyba nie ma mowy?

Sport zawsze był mi bliski. W młodości grałem w III lidze siatkówki, obecnie ograniczam się do roli kibica naszych zespołów oraz na bieżąco śledzę wydarzenia z wielkich aren. Uważam, że piękny stadion przy ulicy Hauke-Bosaka należałoby trochę ożywić – chociażby organizując atrakcyjne zawody lekkoatletyczne.

Niesamowity rozwój piłki ręcznej w Puławach to głównie zasługa byłego trenera, a obecnie prezesa KS Azoty Jerzego Witaszka. Ta dyscyplina dawno mnie wciągnęła. Zaraziłem swą pasją przyjaciela, właściciela firmy Renault-Tamex, Stanisława Tarczyńskiego. Niestety, odszedł nagle w ubiegłym roku. Obecnie nasza grupa sympatyków drużyny Azotów liczy dziewięć osób. Mnie w hali MOSiR towarzyszy często cała rodzina. Nie ukrywam, iż wielu kolegów trochę zazdrości mi tych więzi -  tego, że nie widujemy się tylko przy okazji świąt.

Wszyscy jesteśmy dumni, że Przemek Krajewski znalazł się w reprezentacji Polski na igrzyska olimpijskie w Rio de Janeiro. A przecież w kadrze są jeszcze: Piotr Wyszomirski, Michał Szyba i Mateusz Kus, którzy wspaniale rozwinęli swe umiejętności w Puławach. Ich następcy będą mieli za kilka lat do dyspozycji nową halę widowiskowo-sportową z trybunami na ponad 3 tysiące widzów. W naszym mieście ta  inwestycja powinna być już dawno zrealizowana. Udowodniły to władze Kwidzyna, Głogowa bądź Legionowa. Niemniej lepiej późno, niż wcale. Wreszcie można będzie przeprowadzać z Puław transmisje telewizyjne, a w kasach pojawią się bilety. Obecnie mecze są bowiem niedostępne dla większości kibiców.

 

Jak spędza pan wakacje?

Wiosną i latem przebywamy zwykle w domku pod Markuszowem. Co pewien czas przyjeżdża syn z żoną oraz synami. Urządzamy sobie wycieczki rowerowe nad malowniczy zalew w Kaleniu. Ja natomiast zwykle przechadzam się rano... boso po trawie, czując pod stopami kropelki rosy. To niesamowite uczucie, korzystnie wpływające na zdrowie.

 

Jakie ma Pan największe marzenie?

Chciałbym żyć w normalnym kraju, rządzonym przez ludzi, których nie muszę się wstydzić. Pragnę też, by mój niespełna pięcioletni wnuk Antoś poszedł już do bezpiecznej, normalnej szkoły, która nie będzie targana ciągłymi reformami.

 

 

 

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama