reklama

Filmowy mąż Anny German to rodowity puławianin

Opublikowano:
Autor:

Filmowy mąż Anny German to rodowity puławianin - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KulturaRozmowa z Szymonem Sędrowskim - urodzonym w Puławach aktorem Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni. Zapraszamy do lektury!

Po emisji w TVP serialu o losach naszej słynnej piosenkarki zyskał Pan dużą popularność, były pochlebne recenzje. A co obecnie najbardziej Pana absorbuje?

- Oczywiście rodzina. O tym, że zostanę ojcem, dowiedziałem się właśnie podczas kręcenia zdjęć do serialu o Annie German. Wykorzystałem więc przerwę w pracy i przyleciałem z Kijowa do domu. Na powitanie Kasia powiedziała, że właśnie rozbiła samochód, ale ponieważ jest w ciąży, to nie mogę jej i siebie denerwować. Niebawem Konstanty będzie miał cztery lata, a Daria trzy. Uczestniczyłem przy porodach, przecinałem nawet pępowinę. Wydawało mi się oczywiste, że wspólnie witamy nasze dzieci na świecie.

A w jakich rolach można teraz oglądać Pana na scenie?

- Początek roku okazał się naprawdę bardzo pracowity. Występuję bowiem aż w pięciu jakże różnych sztukach. "Balladyna" to oczywiście klasyka. Nie było mnie jeszcze na świecie, kiedy na podstawie książki Dale`a Wassermana "Lot nad kukułczym gniazdem" nakręcono film, który bił rekordy popularności, a reżyser Milos Forman oraz odtwórcy głównych ról - Jack Nicholson i Louise Fletcher - zostali uhonorowani Oscarami. Poprzeczka została więc ustawiona bardzo wysoko, lecz mam nadzieję, że nie zawiedliśmy widzów. Ponadto gram w "Bogu mroku", komedii "Być jak Krzysztof Krawczyk", oraz w "Śnieżce i krasnoludkach".

Jak serial o Annie German wpłynął na Pana karierę zawodową?

- To było dla mnie z pewnością najpoważniejsze dotychczas wyzwanie artystyczne. Czy mu sprostałem? Ocenę pozostawiam telewidzom. W każdym razie z pewnością stałem się bardziej popularny. Taka jest po prostu siła małego ekranu. Najczęściej zaczepiają mnie ludzie w Gdyni, gdzie pracuję i mieszkam. Zwykle słyszę: - Czy to na pewno pan? - Być może zabrzmi to nieskromnie, ale dotychczas nie usłyszałem krytycznej opinii. Jednak bodaj jeszcze większą radość sprawiło mi spotkanie z paroma osobami z Lublina. Okazało się, iż pamiętają mnie jeszcze z Teatru imienia Juliusza Osterwy. A jeśli chodzi o tę karierę... Wcale nie jestem taki rozrywany. Jeśli dowiaduję się o jakimś ciekawym projekcie, to jadę na casting i po prostu staram się o tę rolę.

W podobny sposób trafił Pan do wspomnianego serialu?

- Dokładnie. W Warszawie zjawili się producenci z Rosji i Ukrainy. Na pierwszym spotkaniu szukano tylko filmowej Anny German i jej męża, Zbyszka Tucholskiego. Nie wiedziałem ilu mam konkurentów, ani jak wyglądają. Ja natomiast zagrałem kilka scen z trzema kandydatkami. Jedną z nich była Joasia Moro. Musieliśmy wówczas rozmawiać po rosyjsku, chociaż w filmie dialogi pomiędzy parą głównych bohaterów toczą się po polsku.

Rozstrzygnięcia zapadły szybko?

- Skądże! Sprawa wyraźnie się przeciągała i powoli już o wszystkim zapominałem. Tymczasem po niespełna trzech miesiącach dostałem zaproszenie na następny casting. Tym razem reżyser Waldemar Krzystek i rosyjska producentka chcieli sprawdzić, jak z Joasią do siebie pasujemy. Wspólnie zrobiliśmy parę scen w różnych wariantach. Znów nerwowe oczekiwanie i wreszcie wiadomość, że zagram!  

Ponoć zadecydowało o tym również fizyczne podobieństwo. Czy miał Pan okazję spotkać się z człowiekiem, którego odtwarza Pan na ekranie?

- Niestety, nie. Miałem pewne obawy, wręcz tremę. Przyszło mi przecież wcielić się w osobę, która żyje. To rzadkość i zarazem ogromne obciążenie. Prawdziwe doświadczenia tego człowieka są przecież na dobrą sprawę tylko jemu znane, a scenariusz to zaledwie rodzaj konfabulacji na ten temat. Wiem, że pewne kontrowersje mogły wywołać na przykład sceny zazdrości. Nie chcieliśmy jednak, by ten związek był na ekranie taki lukrowany, przesłodzony. Natomiast pana Zbyszka odwiedziła w Warszawie Asia. Mówiła, że pokój Anny German wygląda tak, jakby przed chwilą z niego wyszła.

Wierzył Pan, że serial odniesie aż taki sukces?

- Kiedy pierwszy raz przeczytałem scenariusz - zdziwiłem się, że dopiero teraz powstaje ten obraz. Wprawdzie wcześniej miałem okazję słuchać piosenek Anny German, lecz nie znałem jej niesamowitej, jakże dramatycznej biografii. To przecież prawdziwy "gotowiec" na książkę i film. Dlaczego nikt wcześniej tego nie zauważył? Jednak mimo wszystko nie przypuszczałem, że serial także u nas będzie cieszył się takim powodzeniem. Przecież Anna German nadal jest znacznie bardziej popularna w Rosji, niż w Polsce. Wielokrotnie miałem okazję o tym się przekonać.

Co szczególnie za­sko­czy­ło Pana w Jej życiu?

- Było pełne kontrastów i zaskakujących zwrotów. Odniosłem wrażenie, że właściwie za każdy sukces na estradzie bądź w życiu musiała w jakiś sposób zapłacić. Kiedy znalazła się na szczycie kariery i liczyła na kolejne laury, doszło we Włoszech do tragicznego wypadku samochodowego. Cudem przeżyła. Po przewiezieniu do Polski wymagała dalszej specjalistycznej opieki, lecz mało kto jej pomagał. Praktycznie mogła zawsze liczyć tylko na matkę i męża. Kiedy wreszcie pokonała wszelkie przeciwności losu i wróciła na estradę - odezwała się nieuleczalna choroba.

W poszczególnych odcinkach serialu nie brakowało bardzo emocjonalnych scen. Jak układała się Panu współpraca z Joanną Moro?

- Naturalnie, wręcz wzorowo. Z pewnością było nam łatwiej, gdyż niektóre mocne sceny musieliśmy zagrać już na ca­stin­gu. Ba, wszystko zaczęło się od tego, że bohaterka leży po wypadku we włoskiej klinice i ja wchodzę do jej pokoju. Dopiero podczas kolejnego etapu przesłuchań doszło do pierwszego spotkania Anny i Zbyszka w parku nad jeziorem. Oczywiście to wszystko było dokładnie przemyślane.

A jak długo trwała praca na planie?

- Niemal pół roku. Najwięcej zdjęć kręciliśmy na Ukrainie - w Kijowie, we Lwowie... Prawdziwie włoskie klimaty udało się natomiast znaleźć na Krymie oraz w Chorwacji. Z polskich miast "zagrał" Wrocław i Warszawa.

Film realizowała jak wiadomo międzynarodowa ekipa, słychać było różne języki. Musiało to chyba trochę komplikować zadanie?

- Nic podobnego, było bar­dzo faj­nie! Mało tego. Jestem przekonany, iż za­wią­za­ły się mię­dzy nami pewne więzy, a nawet przy­jaź­nie.  

Pora zmienić wątek naszej rozmowy... Jak obecnie wspomina Pan swoje młodzieńcze lata spędzone w Puławach?

- Bardzo sympatycznie. Pierwsze lekcje i doświadczenia życiowe, a także pierwsza miłość - to wszystko związane jest przecież z moim rodzinnym miastem. Tu zainteresowałem się na poważnie literaturą, tu uwrażliwiłem się na sztukę, tu też zaszczepiono mi bakcyla teatralnego.

A kto konkretnie?

- Nie chciałbym nikogo urazić, niemal wszystkich nauczycieli życzliwie wspominam. Jednak w pamięci szczególnie utkwiły mi długie rozmowy z profesorami Liceum imienia Komisji Edukacji Narodowej - Andrzejem Osiakiem i Janem Kluchą. Z kolei pani Renata Siedlaczek prowadziła warsztaty teatralne w Domu Chemika i właśnie tam stawiałem debiutanckie kroki na scenie. Po zdaniu matury wybór dalszej drogi życiowej stał się dla mnie oczywisty.

Jednak ciekaw jestem, czy przystępując do egzaminów na Wydziale Aktorskim Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i Filmowej asekurował się Pan na innej uczelni?

- Owszem. W Łodzi było wówczas chyba 25 kandydatów na jedno miejsce. Dlatego równolegle przygotowywałem się na prawo. Dzięki temu lepiej poznałem historię, która również stała się moją pasją. Po latach przekonałem się, iż taki wybór nie był przypadkowy. Otóż moja siostra jest prawnikiem i kiedyś wybrałem się z nią do sądu. Dostrzegłem, że rozprawa, to też rodzaj spektaklu - konfrontacja dwóch światów, w której biorą udział zarówno racje, jak i emocje.

Jakie ma Pan ulubione miejsce w Puławach?

- Z pewnością park. Przeżyłem tam mnóstwo magicznych momentów. Standardowo chodziłem oczywiście na randki, lepszego entourage`u trudno sobie wyobrazić. Jednak najsilniej utkwiła mi w pamięci nieco inna historia. Otóż kiedyś z koleżanką - naprawdę były między nami tylko takie relacje - siedzieliśmy na skarpie pod Pałacem Czartoryskich. Zachód słońca, ptaszki śpiewają, pod nami łacha. Zrobiliśmy sobie mały piknik. W pewnym momencie wyznałem rozmarzony: - W ten sposób mógłbym spędzać każdy wieczór reszty mojego życia. Gdyby jeszcze jakaś fajna muzyka...

I w tym momencie z okien pałacu dotarły do nas dźwięki koncertu fortepianowego Szopena. Nieco później dowiedziałem się, że jedna z laureatek konkursu w Warszawie, Japonka, jeździła z koncertami po Polsce i jeden z nich miała właśnie w Puławach. Doprawdy zadziwiający zbieg okoliczności.

Z dyplomem PWSTiF najpierw zaczął Pan pracować w Teatrze imienia Juliusza Osterwy w Lublinie. A w jakich okolicznościach nastąpiła przeprowadzka do Gdyni?

- Po prostu dostałem propozycję od dyrektora tamtejszego Teatru imienia Witolda Gombrowicza. Mamy w Trójmieście rodzinę i dość regularnie jeździłem tam na wakacje. Kiedyś w głowie pojawiła się myśl, że może warto byłoby zamieszkać nad morzem. Dlatego nie zastanawiałem się długo. 

Lepiej czuje się Pan na scenie teatralnej, czy na planie filmowym?

- W zasadzie nie rozgraniczam, chociaż to nieco inny rodzaj pracy. W teatrze może bardziej cenię możliwość bezpośredniego kontaktu z widzami. Film zawsze stanowi niewiadomą. Przynajmniej do premiery i pierwszych recenzji.

Ponoć każdy aktor ma jakąś wymarzoną rolę...

- Przez dłuższy czas bardzo chciałem zagrać króla Ryszard III z dramatu Williama Szekspira. W międzyczasie mogłem jednak wystąpić w kilku równie fascynujących rolach i obecnie już nie szukam sobie takiego docelowego bohatera. Doszedłem do wniosku, iż w życiu najmilsze są niespodzianki.

Kalendarium

  • Szymon Sędrowski urodził się 2 czerwca 1977 r. w Puławach
  • 1996 - matura w Liceum im. Komisji Edukacji Narodowej
  • 2000 - ukończył studia na Wydziale Aktorskim Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej i Filmowej w Łodzi. Zaraz też rozpoczął pracę w Teatrze im. Juliusza Osterwy w Lublinie
  • Debiut filmowy w "Syzyfowych pracach"
  • 2010 - przenosiny do Teatru Miejskiego im. Witolda Gombrowicza w Gdyni
  • 2012 - w serialu "Anna German. Tajemnica Białego Anioła" rola męża słynnej piosenkarki
  • 2014 - "Prawo Agaty" (odc. 78)
  • 2016 - "Ojciec Mateusz" (odc. 198)

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE