- Zgłoszenie otrzymaliśmy 23 czerwca o godzinie 2:57. Gdy dojechaliśmy na miejsce, praktycznie cały budynek był już objęty ogniem. Dodatkowo na miejsce zostało wezwane pogotowie energetyczne z racji napowietrznej linii energetycznej dostarczającej prąd do lokalu. W akcji, która trwała ponad 3 godziny, wzięło udział 5 zastępów straży pożarnej. Wstępnie ustaliliśmy, że przyczyną pożaru było podpalenie
- wyjaśnia Krzysztof Morawski, rzecznik prasowy puławskiej straży pożarnej.
Nie wykryto sprawcy
Jak ustalili strażacy, urządzenia gastronomiczne znajdujące się w lokalu były zasilane energią elektryczną, dlatego nie było zagrożenia eksplozją.
Sprawą jeszcze tego samego dnia zajęła się puławska policja.
- Na miejscu zostały przeprowadzone szczegółowe oględziny z udziałem biegłego z zakresu pożarnictwa, który ma wydać opinię w tej sprawie. Zabezpieczamy monitoring ze znajdujących się w okolicy kamer i będzie analizować ich zapis. O tym czy faktycznie budynek został podpalony, czy pożar wybuchł z innego powodu, będziemy mogli powiedzieć dopiero po otrzymaniu opinii biegłego. Jedyne co na chwilę obecną łączy pożar bosmanatu i budynku gastronomicznego na bulwarze, jest to, że oba spłonęły
- wyjaśnia Marcin Koper, oficer prasowy puławskiego policji.
Sprawę podpalenia bosmanatu na początku czerwca umorzyła puławska prokuratura. Podstawa umorzenia - niewykrycie sprawcy podpalenia. W należącym do samorządu budynku mieściła się administracja portu. Po pożarze nadaje się do rozbiórki.
- Biegły stwierdził, że pożar nie stworzył zagrożenia dla zdrowia i życia ludzi, a także mienia w wielkich rozmiarach
– wyjaśnia Grzegorz Kwit, prokurator rejonowy w Puławach.
- Policjanci nadal prowadzą czynności, których celem jest wykrycie sprawcy, bądź sprawców tego zdarzenia.
Potrzebny monitoring
Mieszkańcy miasteczka nie chcą otwarcie mówić o swoich podejrzeniach, kto mógł to zrobić, ale większość osób, z którymi rozmawialiśmy uważa, że zarówno jeden i drugi pożar był celowy. Obawiają się, żeby kolejnym celem podpalaczy nie był np. budynek Amfibaru, który znajduje się w pobliżu.
Miasteczko żadnych dodatkowych środków bezpieczeństwa nie zamierza na razie wdrażać.
- Na pewno nie będzie tak, że pojawią się dodatkowe, nocne patrole policyjne, które będę chodzić po wale i pilnować czy nikt nie podpala, tym bardziej, że w drugim przypadku nie ma jeszcze jednoznacznej przyczyny pożaru. Policjantów będzie więcej w Kazimierzu w letnie weekendy, ale to jest akcja, która prowadzona jest już od kilku lat. Myślę, że rozwiązaniem sprawy byłby miejski monitoring, ale na razie nie ma na niego pieniędzy
- wyjaśnia Andrzej Pisula, burmistrz Kazimierza Dolnego.
Koszt takiego monitoringu szacowany jest na około 350 tys. zł i bardzo powoli miasto przygotowuje się na jego instalację.
- Jesienią bieżącego roku ma ruszyć rozbudowa serwerowni należącej do gminy. To pierwszy z elementów zmierzający do uruchomienia monitoringu
- wyjaśnia Krzysztof Wawer, wiceburmistrz Kazimierza Dolnego.