Dlaczego tak zaangażował się pan w mówienie o zanieczyszczeniach powietrza, o potrzebie ich monitorowania? Porusza pan ten temat na posiedzeniach Rady Miasta.
- Jestem lekarzem i uważam, że to mój obowiązek, by ostrzegać przed tym, co szkodzi zdrowiu, a smog powoduje problemy zdrowotne na wszystkich poziomach funkcjonowania organizmu, od poziomu komórkowego po całościowe zniszczenie organizmu. W Polsce świadomość, że zanieczyszczenie powietrza jest istotnym problemem jest niewielka. Zwłaszcza osoby starsze nie widzą problemu. Nawet jeśli z nimi rozmawiam, mówią "Mój dziadek palił śmieciami, żył w takim powietrzu i mu nie zaszkodziło. Ja mam 80 lat i po co mi jakieś inwestycje w wymianę pieca". Wszędzie w literaturze podaje się, że Polska i Bułgaria to dwa najbardziej zanieczyszczone państwa w Europie, a rocznie około 50 tys. Polaków umiera z powodu smogu. Smog najbardziej szkodzi matkom w ciąży, dzieciom, osobom starszym i obciążonym np. chorobami serca czy cukrzycą.
Palenie śmieci w piecach to poważny problem. Wiele osób uważa, że w ten sposób zaoszczędzi dwukrotnie – na opale i na wywozie śmieci.
- To wielkie nieszczęście. Wyliczono, że Polacy palą około 2 milionów ton śmieci rocznie i to są na pewno wartości niedoszacowane. Śmieci zbierane są w okresie letnim w garażu czy w komórce, a później z początkiem sezonu grzewczego ląduje to w piecu z myślą, że zaoszczędziliśmy na węglu. A okazuje się, że nie, bo trujemy środowisko i siebie. Przykładowo spalenie jednego kilograma butów, uszczelek czy gąbek wiąże się z wydzieleniem 50 litrów cyjanowodoru. On łączy się z wodą i daje kwas cyjanowodorowy, czyli kwas pruski, czyli mówiąc dobitnie Cyklon B. Jeśli łączy się on w atmosferze z metalami ciężkimi, które także ulatniają się podczas spalania, np. ołów z drukowanego papieru, rtęć, kadm z węgla, to powstają pestycydy.
Gdybyśmy mogli wyjaśnić podstawy. Co to w ogóle jest smog?
- Smog to mieszanina powietrza, wilgoci i substancji toksycznych, czyli substancji gazowych i pyłów. Są dwa rodzaje smogu – londyński albo inaczej klasyczny, kwaśny oraz smog typu "Los Angeles". My mamy najczęściej do czynienia ze smogiem klasycznym, pochodzącym ze spalania węgla zimą. Najczęściej spalamy w kotłach górno-wsadowych, węgiel nie zawsze tej dobrej jakości, miał węglowy czy szlam węglowy, czyli odpadki z produkcji dobrej jakości węgla wymieszane z wodą. W tym smogu najważniejsze są te zanieczyszczenia zawieszone, a oprócz tego dwutlenek siarki, metale ciężkie. Smog typu Los Angeles też u nas występuje – głównie powstaje ze spalin samochodowych. Spalanie paliwa prowadzi do gromadzenia się w powietrzu tlenków azotu, tlenków węgla, benzopirenów. To wszystko unosi się do atmosfery i pod wpływem wysokiej fotosyntezy zmienia się w groźne podtlenki, ozon czy formaldehyd. Ten drugi typ smogu w Polsce obserwowany jest w w Warszawie czy Krakowie.
Które substancje tworzące smog są najgroźniejsze?
- Najbardziej niebezpieczne są PM 2,5 i PM 10, czyli pyły zawieszone. Są tak rozgraniczone, bo mają trochę inny negatywny wpływ na zdrowie. Pyły 2,5 to takie, których cząsteczki są mniejsze niż 2,5 mikrometra – są tak małe, że z łatwością przechodzą przez pęcherzyki płucne i wnikają bezpośrednio do krwiobiegu. Osiadają w różnych narządach – w mózgu, w nerkach, w sercu, przenikają do płodu – i uszkadzają je. Druga grupa to PM10 czyli cząsteczki o wielkości od 2,5 do 10 mikrometrów. Nie przedostają się do krwi, ale dochodząc do pęcherzyków płucnych czynią zniszczenia na całej drodze oddychania.
Ale smog to nie tylko PM, składa się też z wielu silnie toksycznych substancji.
- W smogu mamy całą paletę gazów toksycznych, takich jak cyjanowodór i kwas pruski (czyli Cyklon B jak wspominaliśmy), a także trucizny znane z dymu papierosowego: wielopierścieniowe węglowodory aromatyczne i benzopiren. Dlatego, gdy stężenie smogu w powietrzu jest duże, trujemy się tak, jakbyśmy palili. Bardzo groźną substancją w smogu jest też ozon. Ten sam, którego warstwa w stratosferze chroni nas przed promieniowaniem UV. Gdy jednak nim oddychamy, to niestety zatruwamy się. Udowodniono, że stężenie rzędu jednej cząsteczki ozonu na milion cząsteczek powietrza jest już trujące. Musimy też powiedzieć, że smog szkodzi nie tylko ludziom, zwierzętom czy roślinom, ale również budynkom, np. zabytkom. Zwłaszcza smog klasyczny powoduje korozję, niszczy elewację itp.
W Puławach mamy już monitoring czystości powietrza. Poziom zanieczyszczeń bada stacja WIOŚ przy Karpińskiego, a także Straż Miejska wyposażona w drony. To pana zdaniem za mało?
- System WIOŚ służy głównie do wyznaczania map smogowych i podaje informacje z dużym opóźnieniem. System dronowy jest dobry, ale służy głównie sprawdzaniu, czy ktoś nie zanieczyszcza powietrza spalając złe substancje. Straż robi pomiary w wielu miejscach, ale nie jest to badanie na bieżąco. Mnie chodzi o coś zupełnie innego.
Jak w takim razie powinien wyglądać taki system monitorowania smogu? Oczekuje pan, że w mieście pojawią się urządzenia mierzące poziom smogu "na żywo"?
- Konsultowałem się z firmą, która zainstalowała czujniki już w ponad 100 gminach. W Puławach byłoby około 13 czujników rozlokowanych na budynkach użyteczności publicznej w miejscach, gdzie stężenie zanieczyszczeń jest największe (jak się okazuje u nas najgorzej jest nad Wisłą, w okolicy ścieżki rowerowej). Te czujniki na bieżąco mierzą zanieczyszczenie i przekazują informacje do systemu. Mieszkańcy mogliby sprawdzić poziom zanieczyszczeń w aplikacji. Oprócz tego czujniki świecą światłem – w zależności od poziomu zanieczyszczenia na zielono, żółto-zielono, żółto, pomarańczowo i czerwono. Dodatkowo system prognozuje zanieczyszczenia i można sobie zaplanować aktywność tak, by nie narazić się na wdychanie zanieczyszczeń – np. jeśli wiem, że za dwie godziny zagęszczenie pyłów się zmniejszy, odkładam spacer czy uprawianie sportu na dworze na ten czas.
Jakie są koszty takiego systemu monitoringu?
- Jeden czujnik kosztuje 1500 zł i do tego dochodzi 60 zł miesięcznego abonamentu, w którym jest wszystko – kalibracja, serwis, utrzymanie całego oprogramowania, platformy i strony internetowej. Koszt wprowadzenia takiego monitoringu smogu nie jest aż tak duży, a to jest przecież kwestia zdrowia publicznego, bardzo istotna.
Czy jest w ogóle jakieś bezpieczne stężenie smogu?
- Te normy, o których mogliśmy słyszeć to wielkości przyjęte w ustawie. Tak naprawdę nie ma żadnej przyjętej dawki toksycznej. Weźmy za przykład PM 10 – o ich zdrowym stężeniu można mówić, jeśli nie przekracza 20 mikrogramów na m3 na dobę. Dawka dopuszczalna to 50. Przy 200 samorząd ma obowiązek informować mieszkańców o zagrożeniu. Dawka smogowa to 300. Natomiast WHO uważa, że nie stężenie nie powinno przekraczać 10. Więc widać, jak ogromny jest rozrzut w tych normach. Tak naprawdę, jeśli coś jest toksyczne, to nie ma dobrej dawki.