Punkt dotyczący apelu w sprawie dopalaczy został na wniosek prezydenta Janusza Grobla dodany do porządku obrad już podczas nadzwyczajnej sesji.
Powód jest prosty. To przede wszystkim bezsilność służb wobec przepisów prawa jakie funkcjonują w kraju. Chodzi głównie o to, że samorządy nie dysponują skutecznymi narzędziami, żeby działać i walczyć z dopalaczami
- mówił prezydent miasta, Janusz Grobel.
Powagę problemu podkreśliła wieloletnia radna i przewodnicząca komisji zdrowia, Elżbieta Szymańska.
W komisji zdrowia zajmowaliśmy się tym problem i jesteśmy bezsilni. Widziałam tych młodych ludzi w gabinecie i na izbie przyjęć w szpitalu. Potem widziałam ich po kilku latach, jak oni funkcjonują. Dokonują się zmiany w centralnym układzie nerwowym, źle się adaptują społecznie i wypadają na margines. A my nie możemy być obojętni wobec tych zdarzeń
- tłumaczyła Szymańska.
Sanepid czuwa
Podczas sesji prezydent Grobel wspomniał, że jeden sklep z dopalaczami na ul. Piłsudskiego został zamknięty, natomiast pojawił się kolejny przy ul. Żeromskiego.
Jeśli chodzi o punkt przy ul. Piłsudskiego to z informacji, jakie posiadaliśmy wynikało, że pracownicy byli na urlopie do 17 lipca. Tego dnia skontrolowaliśmy sklep po raz kolejny i odnaleźliśmy kartkę, na której było napisane, że sprzedaż dopalaczy jest zawieszona do odwołania
- wyjaśnia Jolanta Gil z puławskiego sanepidu.
Jeśli chodzi punkt sprzedaży dopalaczy na ul. Żeromskiego to informację o nim sanepid otrzymał telefonicznie.
Skoro pan prezydent formułuje takie stwierdzenia na sesji, to moim zdaniem powinien również nas poinformować o tym, że takie miejsce się pojawiło w mieście. Niezależnie od tego skontrolowaliśmy to miejsce po informacji telefonicznej i okazało się, że jest to zwykła kawiarnia i nie znaleźliśmy tam żadnych dopalaczy
- dodaje Jolanta Gil.
Dwie osoby trafiły do szpitala
Mimo wzmożonych kontroli i szeroko zakrojonej akcji informacyjnej w minionym tygodniu zanotowano w naszym mieście przypadki dwóch osoby, które najprawdopodobniej zatruły się dopalaczami.
Jedna z nich trafiła do nas 21, a druga 23 lipca. Obie zostały przetransportowane na oddział toksykologii w Lublinie. Nie do końca jesteśmy pewni, czy było to zatrucie dopalaczami, ale po ostatnich wydarzeniach wolimy dmuchać na zimne - wyjaśnia Ewa Warchoł-Sławińska, wicedyrektor puławskiego szpitala.