– W niedzielę (red. 23 sierpnia) chciałem spokojnie odpocząć. Zjadłem obiad. Dzielnicowy zajechał do mojej mamy. Powiedział, że na działce w Kolonii Wrzelów znaleźli ludzkie kości i zrobiła się wielka sensacja. Pojawił się prokurator, pięć radiowozów, lekarz i firma pogrzebowa
– opowiada Dariusz Kania, mieszkaniec Wilkowa.
Na kości natrafił mieszkaniec Lublina, który przyjechał w odwiedziny do rodziny mieszkającej w Kolonii Wrzelów.
– Udali się na ryby. Idąc zobaczyli na polu leżącą stertę ziemi z której wystawała kość. Zaczęli grzebać. Wygrzebali 14 ludzkich kości
– relacjonuje asp.szt. Rafał Fittler, rzecznik opolskiej policji.
– Szukali chyba skarbów, bo nikt w suchej ziemi nie szuka robaków na ryby
– dodaje właściciel sadu.
Ziemia przyjechała z Kazimierza
Panu Dariuszowi ziemię sprezentowała firma specjalizująca się w wykopach budowlanych. Z pobliskiego Kazimierza Dolnego przywiozła kilka wywrotek.
– Mieli ziemię, której musieli się pozbyć. Ja zgłosiłem takie życzenie, że mogą do mnie na pole wywozić
– tłumaczy Kania.
Właściciel sadu zapewnia, że nie przyglądał się kupkom żyznego lessu.
– Chciałem wykorzystać ziemię do podniesienia poziomu działki. Ostatnimi czasy rzeka Wrzelówka wylewa mi na pole. I powstają dołki, które chciałem wyrównać
– tłumaczy.
Ziemia przywieziona została z budowy szkoły w Kazimierzu, którą zniszczył wybuch gazu.
- Dokładnie to pochodziła ze skarpy, którą trzeba było podskrobać
– tłumaczy Jan Boroch, właściciel firmy Borkop.
– Do Kolonii Wrzelów zawieźliśmy cztery czy pięć wywrotek tej ziemi. I gdzieś kilka kostek się trafiło
– dodaje.
Było ich nie kilka, a ponad sto.
- Znaleźliśmy 104 kości. Są to kości kończyn, miednicy i żuchwy. Zdaniem biegłego są to kości ludzkie, należące do kilku osób, które leżały w ziemi minimum 25 lat
– mówi rzecznik opolskiej policji.
Sprawą zajęła się już Prokuratura Rejonowa w Opolu Lubelskim.
– Kości zostały zabezpieczone. Trafią do Zakładu Medycyny Sądowej. Musimy ustalić ich wiek, cechy charakterystyczne, wszystko cokolwiek można by powiedzieć o przyczynie śmierci
– wyjaśnia Marzena Maciąg, prokurator rejonowy w Opolu Lubelskim.
Szczątki pochodzą z dawnego kierkutu
Lubelska Pracowania Badan i Nadzorów Archeologicznych, która sprawuje nadzór archeologiczny nad budową szkoły w Kazimierzu Dolnym o wykopanych ludzkich szczątkach dowiedziała się kilka dni po fakcie.
- Nie wiedzieliśmy, że będą kopać. Nadzór w praktyce skończyliśmy parę miesięcy temu, jak zaczęły się roboty betonowe. Ale wykonawca miał dzwonić do nas, jeśli cokolwiek zacznie grzebać w ziemi
– mówi archeolog Edmund Mitrus.
Gdyby to wykonawca zrobił szczątki nie opuściłby placu budowy.
Kierownik budowy bije się w pierś.
– Stała się rzecz naganna, ale zupełnie przypadkowa. Nie potrafię wskazać tu winnego. Kopane było w dużej odległości od ogrodzenia cmentarza, w miejscu, gdzie nieprawdopodobne było, że mogą znaleźć się jakieś kości
– twierdzi Wojciech Zaręba z firmy Coprosa Polska, wykonawca inwestycji.
- Gdy koparka nagarniała ziemię nie było ich widać. Kości ujawniły się dopiero po wywiezieniu ziemi
– dodaje.
Zdaniem archeologów szczątki, które trafiły do sadu w Kolonii Wrzelów, pochodzą z kierkutu.
– Fragmenty dawnego cmentarza żydowskiego były niszczone wieloma robotami poczynając od II wojny światowej. Kości mogły zostać przemieszczone. Tak czy siak są one związane z kierkutem, bo trudno wskazać inaczej. W tym miejscu nie było chrześcijańskiego cmentarza
– tłumaczy Edmund Mitrus.
Dawny cmentarz żydowski w Kazimierzu Dolnym datowany jest na XVI w. Była to bardzo duża nekropolia. W 1780 r. została powiększona. A w latach 50 XIX wieku zamknięta z powodu zapełnienia miejsc. Gminny Zespół Szkół i odbudowywana po wybuchu szkoła znajduje się na granicy z dawnym cmentarzem żydowskim.
- Z rabinem Schudrichem byłem wielokrotnie na tym terenie. To nie jest miejsce święte. Oni nie traktują go tak. I nie chcą kości przenosić – zapewnia Andrzej Pisula, burmistrz Kazimierza Dolnego. Miasto ma opracowany już projekt zabezpieczenia skarpy znajdującej się obok szkoły, dzięki któremu problem z pojawiającymi się co jakiś czas kościami ma zniknąć.
– W przyszłym roku będziemy chcieli to zrobić – zapowiada włodarz nadwiślańskiego miasteczka.