Pożar wybuch w miniony piątek (21 czerwca) przed południem około godziny 11:30. W drewnianym domu mieszkała 5-osobowa rodzina. Pan Artur z żoną i ich trójka dzieci: Jasiem (6 lat), Kacprem (11 lat) i Pawłem (15 lat). Na szczęście w porę zdołali uciec i nikomu nic się nie stało. Jednak dom, którym cieszyli się zaledwie trzy lata, uległ prawie całkowitemu zniszczeniu.
- Kiedy wybuchł pożar byłem w łazience. Nic nie było słychać, nie było również dymu, który mógłby nas wcześniej zaalarmować. Nagle usłyszałem krzyki dzieci, gdy pobiegłem na górę sprawdzić co się dzieje ogień trawił już pierwsze pokoje - opowiada pan Artur i kontynuuje:
- Sprawdzałem pomieszczenia po kolei, żeby upewnić się, że żaden z moich synów tam nie został. Pożar rozprzestrzeniał się wyjątkowo szybko. To była chwila, kiedy ogień objął całą górną kondygnację.
Pan Artur doznał poważnych oparzeń pierwszego i drugiego stopnia. Jego całe ręce, a w szczególności ramiona oraz twarz mocno ucierpiały.
(…)
Więcej w elektronicznym (CZYTAJ TUTAJ) i papierowym wydaniu Wspólnoty (dostępnym w punktach sprzedaży).