Nie umiała odbijać
49-latka rodem z Dorohuska od 15 lat mieszka w naszym mieście. Gdy była sprawną osobą, nie grała w tenisa stołowego. Miłość do piłeczki celuloidowej zrodziła się już w niepełnosprawności. - Zaczynałam od zupełnych podstaw. Nie umiałam odbijać, nie potrafiłam trzymać rakietki. Początkowo brałam udział w wyścigach na wózkach. Musiałam skończyć z powodu bardzo poważnej kontuzji barku. Byłam zdeterminowana, by uprawiać sport i wreszcie znalazłam sposób na życie - mówi Emilia.
Drogą prób i błędów
Kotarska pamięta początki przygody z tenisem stołowym, który miał miejsce w 2007 roku. - Dla mnie to była zabawa. Chciałam za wszelką cenę trafiać w piłeczkę i przebijać ją na drugą stronę. Przeglądałam internet i szukałam wszelkich informacji, jak radzić sobie w tej dyscyplinie. Szłam drogą prób i błędów. Chciałam poznać zasady i reguły gry. Nic nie wiedziałam - dodaje.
W Jeziorze
Puławianka pojawiła się na amatorskich zawodach, turniejach. - Szło mi coraz lepiej. Ktoś mnie zauważył. Zostałam zawodniczką Jeziora Tarnobrzeg, który skupia najlepszych tenisistów i tenisistki w kraju - twierdzi.
Trochę za daleko
Od tego momentu Emilia zaczęła poważniej myśleć o swojej dyscyplinie sportowej. - Dużą przeszkodą była odległość z Puław do Tarnobrzega. Dojeżdżałam raz w tygodniu na trening. Po pracy wsiadałam w samochód i po dwóch godzinach byłam na miejscu. Tam kolejne dwie godziny i męczący powrót. Na dłuższą metę tak się nie dało. To było bez sensu - przyznaje.
Radek na drodze
Kotarska postanowiła na własną rękę znaleźć trenera w Puławach lub w okolicy, który pomoże jej w regularnych zajęciach. - Tak ustaliłam ze szkoleniowcem klubowym. Na mojej drodze stanął Radosław Poświatowski. Brałam udział w Grand Prix Puław dla osób sprawnych i właśnie tam się poznaliśmy. Nie wyobrażam sobie, gdzie byłabym teraz, gdyby nie Radek - mówi.
Porażka najlepszym zwycięstwem
49-latka przyznaje, że bez niego nie osiągnęłaby nic w swojej przygodzie z tenisem stołowym. - Przy nim zaczęłam odnosić sukcesy i jestem na równi z osobami, które trenują profesjonalnie. W finale mistrzostw przegrałam z wicemistrzynią świata. Ona trenuje dwa razy dziennie. W moim przypadku to dwa zajęcia w tygodniu i to w nocy. Wracam z zajęć o północy. Jest to duża różnica. Ulegałam rywalce, ale tak naprawdę zwyciężyłam na przyszłość. Mam plan, w jaki sposób trenować, by być najlepsza - dodaje.
Od początków po wicemistrzostwo
Kilkanaście dni temu Emilia Kotarska sięgnęła po podwójne wicemistrzostwo Polski w grze indywidualnej oraz w mikście. - Kiedyś nawet nie miałam prawa o tym marzyć. Na początku chciałam czymś się zająć, chciałam się usprawnić. Ktoś mnie zauważył, zobaczył, że mam talent i zaczęłam w tym kierunku się rozwijać. Kocham tenis i nie wyobrażam sobie życia bez rakietki, piłeczki i stołu - twierdzi.
Kto stoi w miejscu to się cofa
Kotarska pracuje w Centrum Integracyjno-Rehabilitacyjnym w Puławach. Jest pielęgniarką. Niepełnosprawność u Emilii pojawiła się w wyniku guza kręgosłupa. Po operacji, w wieku 25 lat musiała usiąść na wózku i zaczęło się jej nowe życie. - Każdy ma w sobie pasję, tylko musi jej poszukać i ją rozwijać. Najłatwiej usiąść i płakać. Ja taka nie jestem. Wyznaję zasadę, że jeśli ktoś stoi w miejscu, to się cofa - mówi.
ROZMOWA Z Radosławem Poświatowskim, trenerem Emilii Kotarskiej
Boję się, że będę za słaby
Emilia Kotarska...
- Jest zawodniczką bardzo zdyscyplinowaną. Nigdy się nie zniechęca. Jest uparta w dążeniu do wyznaczonych sobie celów. Nawet kiedy trafiają się, jak każdemu, gorsze dni, jestem spokojny, że założony na dany trening plan zrealizujemy w stu procentach, albo lepiej.
Jak wypadła na mistrzostwach?
- Przepracowany okres treningowy spowodował, że na mistrzostwach zdeklasowała wszystkie przeciwniczki, no poza mistrzynią. Przyjemne jest to, że w trakcie treningów, jak i zawodów, wypracowaliśmy system i działamy na zasadzie wspólnego dialogu. Podziwiam ją za to, że nigdy się nie poddaje. Wygrywała wielokrotnie sety, które przegrywała już kilkoma punktami.
Jak wyglądają treningi z osobą niepełnosprawną?
- W czasie treningów wykonujemy mniej więcej po połowie ćwiczeń, w których ja gram na stojąco i w których gram siedząc na krześle, co imituje grę jak na zawodach, kiedy przeciwniczką także siedzi na wózku. Emila cały czas robi postępy, nie wiem, czy niedługo nie będę dla nie za słaby (śmiech - przyp. red.).
Emilia jest wicemistrzynią. Stać ją na jeszcze większy wynik?
- Naszym marzeniem jest dobranie się do skóry aktualnej mistrzyni, paraolimpijki i kadrowiczki, Doroty, która jest objęta szkoleniem centralnym i ćwiczy codziennie, a czasami dwa razy dziennie. Na mistrzostwach w dwóch setach Emilka była blisko ich wygrania.