ROZMOWA Z Mariuszem Pawlakiem, nowym trenerem Wisły Puławy
Wierzę, że będę lekarstwem
Kiedy pojawił się pierwszy sygnał z Puław?
- Jakieś trzy czy cztery tygodnie temu. Wówczas pojawiło się pierwsze zapytanie. Nigdy nie prowadziłem zespołu na takim poziomie rozgrywkowym, ale cały czas monitorowałem trzecią ligę w poszukiwaniu piłkarzy.
Nie wierzę, że nie miał pan zapytań z klubów z wyższych lig...
- Były. Zostawiam to za sobą. Podjąłem się wyzwania i pomysłu w Wiśle. Zaczynam nowy rozdział.
Co zdecydowało?
- Został przedstawiony mi klub, baza i pomysł na piłkę w Wiśle. Zdecydowałem się. Wiadomo, pracuję w klubie trzecioligowym. Każdy chciałby prowadzić Ekstraklasę czy jej zaplecze. Ja mam trochę inne podejście.
Czyli jakie?
- Jeśli mam prowadzić kluby z najwyższych lig, muszę wprowadzić swoich podopiecznych na salony.
To możliwe?
- Jeszcze niedawno Wisła grał w pierwszej lidze. Będziemy chcieli uczynić coś więcej, niż gra na obecnym poziomie rozgrywkowym. Są wszystkie elementy, by z tej układanki wyszedł sukces. Wspólnie z prezesem czy dyrektorem sportowym patrzymy na długofalową współpracę.
Prawie dokładnie dwa lata temu gościł pan w Puławach...
- Nie wspominam tej wizyty szczęśliwie. Spotkaliśmy się w drugiej lidze. Byłem trenerem GKS-u Bełchatów. Po nieco ponad pół godzinie prowadziliśmy 2:0. Później Wisła strzeliła pięć goli.
Od tego czasu dużo się zmieniło...
- GKS jest w pierwszej lidze, a Wisła w trzeciej. Z tamtego składu pozostało trzech graczy: Krystian Żelisko, Arkadiusz Maksymiuk i Mateusz Pielach. Podjąłem się wyzwania. Uważam, że słuszne. Mało klubów na tym poziomie ma takie warunki do treningu. Jestem pomysł i projekt. Jestem dobrej myśli.
Pomysł i projekt...
- Jestem od dwóch dni w Puławach, a już rozmawiałem z trenerami starszych grup młodzieżowych. Wspólnie mamy wypracowany model gry i pracy. Liczy się wynik, ale nie tylko. Bardzo ważna jest przyszłość.
Wspomniał pan o meczu Wisły z GKS-em. Kibice tęsknią za takimi spotkaniami i stylem drużyny, która w tym momencie jest niezauważalna...
- Nie chcę mówić o przyszłości. Nie było mnie tutaj. Przyczyn słabszych występów jest zapewne wiele. Wierzę, że będę lekarstwem dla Wisły. Chciałbym, byśmy jak najszybciej prezentowali jakość. Do końca grania w tym roku jest niewiele, jednak wiosną będę chciał zobaczyć drużynę, którą będą chcieli oglądać kibice w Puławach i nie tylko.
Przyjechał pan do Puław z rodziną?
- Jestem sam. Koncentruję się na pracy. Piłka nożna to nie jest tylko wyjście na trening czy mecz. Niektórzy tak mogą sądzić. Dla mnie nie.
Jak wyglądały pierwsze zajęcia w nowym otoczeniu?
- Jestem zadowolony z pracy, jaką wykonujemy. Najgorzej, że nie mogę korzystać ze wszystkich graczy z kadry. W meczu z Podlasiem było trochę eksperymentów.
Jaka jest największa bolączka Wisły?
- Nie chcę o tym mówić. Patrząc na ostatnie wyniki widać, że zespół nie strzelał dużo goli. Musimy to zmienić. Wcześniej prowadzone ekipy cechowały się tym, że dosyć często trafiały do siatki. Zrobimy tam, że i w Puławach kibice będą oglądać sporo trafień.
Mariusz Pawlak to były i dobry piłkarz?
- Życie piłkarskie skończyło się bezpowrotnie. Niektórzy mogą tylko pomarzyć, by tyle osiągnąć, co mi się udało. Grałem w dobrych klubach Polskich. Stabilnych organizacyjno-finansowych. Walczyliśmy o wysokie cele. Zdobyłem mistrzostwo Polski, puchar, zaliczyłem debiut w reprezentacji Polski. Mam za sobą przygodę z Pucharem UEFA. Nigdy nie płakałem z tego względu. Oczywiście, mogłem iść w jeszcze lepszym kierunku. Byłem podstawowym zawodnikiem, który rozegrał najwięcej minut w barwach Polonii Warszawa, kiedy wywalczyliśmy mistrzostwo. Wówczas dostałem powołanie do kadry. Niestety, miałem trochę pecha. Pojawiły się kontuzje.
Pamięta pan listopadowe mecze w 2003 roku?
- Nie da się tego zapomnieć. Walczyliśmy w Pucharze UEFA. Dwukrotnie mierzyliśmy się z Manchesterem City. Zremisowaliśmy, co dało nam awans z fazy grupowej. Walczyłem z takimi graczami jak: David Seaman, Shaun Wright-Philips, Claudio Reyna, Steve McManaman, Nicolas Anelka, Robiie Fowler. Najgorzej było, gdy na boisko wszedł Paulo Wanchope. Kostarykańczyk miał niemal dwa metry.
Dlaczego?
- Spojrzeliśmy na siebie z Ivicą Kriżanacem. Co mamy z nim zrobić? Odpowiedziałem: skakać na plecy. Przecież nie wygramy z nimi piłki w górze. Udało się.
Czy możemy spodziewać się solidnej i powtarzalnej Wisły? Takiej jaką formę prezentował Mariusz Pawlak w meczach Ekstraklasy?
- Do tego będziemy dążyć, ale teraz trudno o tym mówić. Po raz pierwszy w życiu przejąłem zespół w trakcie rundy. Zawsze miałem czas na przygotowania. Teraz jest trochę inaczej. Wierzę, że Wisła pod moją wodzą będzie w stanie odzyskać blask i wróci na należne jej miejsce.
Ma pan hobby?
- Rodzinę. Wiadomo, jakie jest życie trenerskie. Łatwiej było, gdy przez pięć miesięcy pracowałem w Wejherowie. Dojeżdżałem. Praca szkoleniowca to ciężki kawałek chleba. Bycie gościem w domu to normalność, ale albo się pracuje, albo mieszka. Zdaję sobie sprawę, że dużo straciłem w relacjach ze swoimi dziećmi. Co któryś weekend bywałem w domu. Może kiedyś to nadrobię.
A w wolnym czasie?
- Lubię sport kontaktowy. Przykładowo siatkówki nie oglądam. Jestem człowiekiem z Gdańska. Zaczynałem w szkółce hokeja na lodzie w Stoczniowcu. Zakochałem się w tym sporcie.