ROZMOWA ZE Zbigniewem Markuszewskim, trenerem Azotów Puławy
Musimy lepiej bronić
Mimo kilkudziesięciu wiosen na karku miał Pan stres przed pierwszym meczem o punkty w roli trenera?
- Zawsze pojawia się stres, gdy gra się o wynik. To normalne i przyjemne uczucie. Byliśmy zdecydowanym faworytem w tym meczu. Zagraliśmy w innym ustawieniu. W dodatku nie mogłem skorzystać z kilku zawodników.
Pochodzi Pan z Gdańska. Czy na trybunach byli bliscy?
- Oczywiście. Pojawiła się żona, syn, były trener Azotów - Daniel Waszkiewicz.
Dlaczego nie zagrali: Nikola Prce, Vadim Bogdanov i Marko Panić?
- Vadim dostał wolne. Nikola i Marko mają drobne kontuzje. Chciałem dać szansę młodym zawodnikom. W kadrze znaleźli się: Kacper Adamczuk i Wojtek Borucki.
Arka zaskoczyła, czy to Azoty zagrały słabsze zawody?
- Podeszliśmy do tego meczu zbyt delikatnie. Uczulałem zawodników, by zagrali od pierwszej do ostatniej minuty skoncentrowani. Mieliśmy mocniej po bronić. Niestety, ale to się nie udało. Arka zdobywała bardzo łatwe bramki w ataku pozycyjnym. Dopiero pierwszy kwadrans drugiej połowy wyglądał nieco lepiej w naszym wykonaniu. Nieźle radziliśmy sobie w defensywie. Graliśmy z kontry i bardzo szybko potrafiliśmy zbudować sobie dużą przewagę.
A wygraliście tylko różnicą czterech trafień...
- Chłopcy chyba zbyt szybko uwierzyli, że mamy już trzy punkty. Zrobiliśmy trochę zmian, przykładowo Paweł Podsiadło miał trochę odpocząć, bo za chwilę kolejne mecze. Zaczęliśmy popełniać proste i niewytłumaczalne błędy. Arka potrafiła to wykorzystać i wynik zaczął się robić bardzo kiepski. Na szczęście wytrzymaliśmy i postawiliśmy kropkę nad "i".
Jaką ocenę szkolną postawiłby Pan zespołowi za występ?
- Za całokształt "trójka". Pierwszy kwadrans drugiej połowy to "czwórka" z plusem.
A we środę do Puław przyjedzie Vive Kielce...
- Będziemy gościć najlepszy zespół w kraju i jeden z najlepszych w Europie.
Gdzie możemy szukać pozytywów przed pierwszym gwizdkiem?
- Zależy mi na dobrej grze. Życzyłbym sobie, by chłopcy dobrze pracowali od pierwszej do ostatniej minuty. Musimy przeciwstawić się walką. Chciałbym, byśmy po ostatnim gwizdku, nawet jeśli przegramy, mogli być zadowoleni z postawy zespołu.
Objął Pan stery trenera w niezręcznym momencie, bo gracie co trzy dni. Chyba nie ma czasu na zmiany filozofii?
- Bardzo trudno zrobić korekty. Nie mamy na to czasu. Żeby tak było, potrzebuję dłuższej chwili. W tym momencie chcę przekonać zawodników, że można grać troszkę agresywniej w obronie. Jeśli to zrozumieją, wyniki zespołu mogą być lepsze. Jestem o tym przekonany.
W sobotę kolejne spotkanie na północy, bo z Pogonią w Szczecinie...
- W lidze nie ma słabych zespołów. Każda drużyna chce postawić się faworytowi. Nie inaczej będzie podczas najbliższego wyjazdu. W spotkaniu z MMTS-em Kwidzyn zdobyli tylko pięć goli w pierwszej połowie, ale jestem przekonany, że to był wypadek przy pracy. Ponadto Piotra Frelka zmienił Rafał Biały i tchnie nowego ducha. Nie możemy patrzeć na rywali. Musimy patrzeć na siebie.