ROZMOWA Z Mateuszem Pielachem, kapitanem Wisły Puławy
Najbardziej kuriozalny samobój w życiu
Z niecierpliwością czekacie na pierwszy gwizdek w starciu o punkty?
- Dokładnie. Zimowy okres przygotowawczy jest bardzo długi i każdy chce walczyć o coś, a nie tylko grać mecze kontrolne.
Spotkania z Górnikiem Łęczna wywołują u ciebie wspomnienia?
- Oczywiście. Trafiłem do tego klubu jako młody chłopiec i trenerzy nie bali się na mnie postawić. Zawsze chętnie wracam do tego miasta. Mam wielu znajomych w Górniku. Rozmawiałem z dyrektorem "Velko" Nikitoviciem, który stwierdził, że byliśmy równorzędnym rywalem dla drugoligowców.
W sobotę pewna wygrana?
- Ursus będzie bronić się o utrzymanie. Straciliśmy gola po moim strzale głową. Chciałem wybić piłkę na rzut rożny, a skierowałem do własnej bramki. Aż się uśmiechnąłem. Chyba bardziej kuriozalnego samobója nie trafiłem w życiu. To był ładny lob. "Józek" był bezradny (śmiech - przyp. red.). Na szczęście zrehabilitowałem się i trafiłem na 4:1.
W lidze też będziesz podchodził do strzałów z jedenastu metrów?
- Jestem któryś w kolejce. Rezultat był już, więc chciałem być na "zero" i się udało.
Pierwszego strzelał Michał Zuber. Nowy gracz Wisły dostanie taki kredyt zaufania i w meczach o punkty będzie brał piłkę i stawiał na "wapno"?
- Zawodnicy ofensywni potrzebują goli, by budować pewność siebie. "Zubi" nie miał problemów z umieszczeniem futbolówki w siatce. Mamy kilku pewniaków, więc jest rywalizacja o miano pierwszego wykonawcy.
Jak wygląda sytuacja Szymona Stanisławskiego?
- We wtorek ma już z nami trenować. Mateusz Supryn i Adrian Popiołek narzekają na ból w stawie skokowym.
Dlaczego na boisku nie pojawił się Paweł Socha i Krzysztof Kurek między słupkami?
- Dostali wolne. Szansę otrzymał Jakub Zolech i Piotrek Owczarzak junior.