Jak to się stało, że trafił Pan do Wisły?
- Zapytanie pojawiło się pod koniec roku. Porozmawialiśmy, mieliśmy czas na zastanowienie, porozumieliśmy się i jestem w Puławach.
Ile trwały negocjacje?
- Trzy lub cztery dni. Nie wiem czy krótko, czy długo, ale tyle potrzeba było czasu, bym został szkoleniowcem Wisły.
Zdziwiła Pana oferta prowadzenia zespołu pierwszoligowego?
- Gdy nie miałem klubu lub procowałem w Polkowicach, pojawiały się różne propozycje. Mam 38 lat i myślę, że w wysokiej piłce trochę popracowałem. Przez chwilę prowadziłem klub z Ekstraklasy, byłem w pierwszej i drugiej lidze. Wszystkie szczeble rozgrywkowe zaliczyłem i dostałem bardzo fajną propozycję z Wisły. Trzeba było się szybko zdecydować. Teraz czas zabrać się do pracy.
Szerszej publiczności Pana osoba jest mało znana...
- Występowałem jako obrońca w: Zagłębiu Lubin, Górniku Polkowicach, Chrobrym Głogów i Iskrze Kochlice. Wychowałem się w Zagłębiu i tam spędziłem lata mojej juniorskiej i młodzieżowej piłki. Mam za sobą długie lata spędzone w halach jako zawodnik futsalu. Jako szkoleniowiec przeszedłem wszystkie etapy od dzieci do najwyższej klasy rozgrywkowej w Lubinie. Wychodzi dziesięć lat. W Młodej Ekstraklasie dwukrotnie zdobyliśmy mistrzostwo Polski. Później byłem w sztabie: Jana Urbana, Pavla Hapala, Oresta Lenczyka. Byłem trenerem drugoligowego KS-u Polkowice. Wróciłem do Zagłębia i dwa miesiące jako pierwszy szkoleniowiec prowadziłem lubinian. Zadebiutowałem na ławce w spotkaniu z Lechem Poznań (0:0). Pomagałem Rafałowi Ulatowskiemu w GKS-ie Bełchatów, a jesienią szkoliłem ekipę z Polkowic. Dochodzimy do momentu objęcia Wisły. Może nie jestem znany jako pierwszy szkoleniowiec, ale miałem okazję pracować z naprawdę znanymi osobami.
Na której się Pan wzoruje?
- Cieszę się, że mogłem z nimi współpracować i jestem bogaty w doświadczenia. Żadna książka nie da tyle, co praca na żywym organizmie. Od każdego z trenerów starałem się wyciągnąć co najlepsze. Nie kopiuję danego szkoleniowca. Starałem się wybierać pozytywy i to nie tylko z treningów, ale podejście do zawodników, rozmowę. Zachowanie podczas momentów radosnych i krytycznych.
Pojawił się Pan w Puławach z rodziną?
- Długo rozmawiałem z żoną i postanowiliśmy, że przyjadę sam. Żona z dzieckiem zostali w domu. Małżonka ma bardzo dobrą pracę, więc nie było sensu nic zmieniać.
Można wnioskować, że oferta z pierwszej ligi była tą z rodzaju nie do odrzucenia?
- Dokładnie. W momencie telefonu z Puław miałem bardzo dobrą pracę w Polkowicach. Niby tylko trzecia liga, jednak klub bardzo dobrze poukładany z fajnymi perspektywami. Jeszcze raz powtórzę, że mam 38 lat i w moim wieku nie jest łatwo dostać sygnał z zaplecza Ekstraklasy. Staję przed dużą szansą. Mam nadzieję, że podołam. Naszym celem jest utrzymanie i liczę, że wspólnymi siłami utrzymamy ligę dla Wisły. Nie boję się wyzwania.
Tak na sto procent?
- Gdybym miał chwilę zawahania, nie byłoby mnie w tym miejscu, w którym jestem teraz. Stawiałem sobie i stawiam nowe cele. Chcę zaistnieć jako pierwszy trener na poważnym poziomie. Bardziej zastanawiałem się nad rozłąką z rodziną.
Które formacje wymagają natychmiastowych wzmocnień?
- Jestem w stałym kontakcie z dyrektorem Kamilem Dyldą, jednak nie chcę zdradzać naszych działań. Chcemy pracować po cichu. Mamy swoje pomysły, by wzmocnić drużynę, dać rywalizację niektórym zawodnikom. Nie chcę się na ten temat wypowiadać. Im bliżej startu rewanżów, tym będziemy mądrzejsi jeśli chodzi o kształt zespołu.
Wisła straciła aż 32 bramki, czyli najwięcej ze wszystkich ekip...
- Na wynik pracuje cały zespół. Nie jestem zwolennikiem obarczania odpowiedzialnością za gole pojedynczych zawodników. Każdy z występujących w danym momencie na boisku jest odpowiedzialny za grę defensywną. A stracone bramki? Trzeba pamiętać, że aż dziewięć padło w dwóch spotkaniach (0:4 z Górnikiem Zabrze i 1:5 z Miedzią Legnica).
Czy dokonał Pan korekt do szczegółów okresu przygotowawczego?
- W tej chwili jesteśmy na etapie analizy tego, co zostało zaplanowane, a jak to będzie naprawdę wyglądało. Plan jest istotny, ale analiza tego co będzie się działo w okresie przygotowawczym i weryfikacja niektórych planów to mądrość trenera i całego sztabu.
Zdecydowaną większość przygotowań spędzicie w Puławach. Wisła ma dobrą bazę do treningów?
- Mamy bardzo dobre warunki. W mieście są dwa boiska ze sztuczną nawierzchnią, które nie zamarzają, a z tym w innych miejscach bywało różnie. Będziemy mieli do dyspozycji siłownię, teren do pracy bez piłek. Czego można więcej oczekiwać.
Tydzień spędzicie w Siedlcach. To dobre rozwiązanie?
- Tak. Będziemy niemal w domach, ale przez kilka dni skupimy się wyłącznie na pracy. Nadarzy się okazja do bliższego poznania, bo będziemy przebywać ze sobą 24 godziny na dobę. Znajdziemy czas na analizę treningów, sparingów, indywidualną rozmowę, planów na przyszłość.
Czego oprócz utrzymania możemy życzyć trenerowi Buczkowi?
- Najważniejsze jest zdrowie zawodników. Wtedy będziemy mogli myśleć o zdobyczach punktowych, które pozwolą nam zachować byt pierwszoligowców.
I chyba małej ilości przybywania siwych włosów?
- Trochę ich się pojawia, jednak na boku głowy. Nie wiem z czego to wynika (śmiech - przyp. red.). Pracę trenerską traktuję nieco inaczej. Dla mnie to pasja.