reklama

Pierwsza przegrana Siwca

Opublikowano:
Autor:

Pierwsza przegrana Siwca - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

SportŁukasz Siwiec walczył podczas Armia Fight Night 6 w Radomiu. Puławianin doznał pierwszej porażki w zawodowej "klatce". W kategorii półśredniej uległ Tymoteuszowi Łopaczykowi, który kopnięciami w głowę zakończył walkę.

ROZMOWA Z Łukaszem Siwcem, zawodnikiem MMA

Stanę na głowie, by wrócić na zwycięski szlak

Żyjesz?

- Żyję. Mam się dobrze.

Dlaczego przegrałeś?

- Walka przebiegała po mojej myśli, dopóki wykonywałem założenia i słuchałem narożnika. Głupie błędy, typu kopnięcia na głowę przy takich warunkach podłoża skutkowały poślizgnięciem. Od tego momentu zaczęły się problemy. Trenerzy krzyczeli, dawali rady, z których jeśli tylko bym skorzystał, jestem pewien, że postawiłbym znacznie większe warunki świetnie przygotowanemu Tymoteuszowi Łopaczykowi.

Do pewnego momentu było dobrze...

- W jednej chwili spuchłem i przyjąłem narzucone warunki mojego przeciwnika i to on zaczął mnie szachować. Walka z kimś z odwrotnej pozycji różni się nieco od normalnego położenia. Gdy przyszedł kryzys, zostałem zamknięty na jego mocniejszą lewą rękę. Narożnik krzyczał z całych sił, wszystko słyszałem, jednak robiłem błędy, za które zapłaciłem w trzeciej rundzie. Dziękuję wszystkim za wspaniałą atmosferę, doping i siłę, jaką od Was dostałem podczas walki. Nie zawsze serce wystarczy, by wygrać. Dla takich kibiców warto się poświęcać i podejmować kolejne wyzwania. W Radomiu coś nie zagrało, ale obiecuję, że stanę na głowie, by szybko wrócić na zwycięski szlak.

Uda się?

- MMA to ciężki kawałek chleba. W każdej minucie walki szala zwycięstwa może przeważyć się z jednej strony na drugą, a do klatki wchodzą tylko twardzi zawodnicy i każdy chce wygrać. Gdy drzwi się zamykają, rozpoczyna się walka i nikt nie jest w stanie przewidzieć, co się za chwilę może stać. Trenerzy przygotowywali mnie na każdą możliwa sytuacje i w każdej takiej się znalazłem. Mój błąd był taki, że w pewnej chwili przestałem ich słuchać. Tymoteusz szybko to wykorzystał i do końca walki konsekwentnie robił to, co planował. Narożnik widzi dużo więcej z boku niż zawodnik sam w środku. Wiele rzeczy, które wydawały się dobre dla mnie w tamtej chwili, były zupełnie bez sensu. Coś nie zagrało, to nie był mój dzień.

Kiedy wrócisz?

- Przegrałem, ale nie wstydzę się tego. Fakt, porażka boli, nie ma co ukrywać. Wygrywasz albo się uczysz. Przegrana uczy więcej niż wygrana i motywuje do dalszego rozwoju, a także pracy nad sobą. Wrócę na matę, gdy będzie to możliwe i zapierdzielam dalej.

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE