ROZMOWA Z Piotrem Zmorzyńskim, pomocnikiem Wisły Puławy
Mojej Ewelinie i Ewie
Czy gol w Kielcach to jeden z ładniejszych w życiu?
- Myślę, że tak. Dużo bramek nie strzeliłem, więc nie za bardzo jest w czym wybierać.
Tak chciałeś czy tak wyszło?
- Liczyłem, że uda mi się oddać strzał. Zauważyłem, że mam troszeczkę miejsca, więc huknąłem. Wyszło pięknie.
Wreszcie zrobiłeś użytek z wiodącej nogi...
- Zawsze brakowało mi uderzeń. Rzadko próbowałem. Teraz to się zmieniło. Mam nadzieję, że będę częściej podejmował próby i piłka będzie wpadać do siatki.
Trochę dziwnie było cieszyć się z gola w obecności garstki kibiców w Kielcach...
- Nie patrzyłem na trybuny. Gol na 1:0 smakuje tak samo przy stu osobach czy dziesięciu tysiącach. Najważniejsze, że koledzy pospieszyli z gratulacjami. Utrzymaliśmy wynik, wygraliśmy. To cieszy najbardziej,
Komu dedykujesz trafienie?
- Moim dwóm największym i najwierniejszym fankom: dziewczynie Ewelinie i mamie Ewie.
Wreszcie wygraliście...
- Dokładnie. W trzech spotkaniach zdobyliśmy tylko dwa punkty. Wierzę, że teraz będzie tylko lepiej. Pojechaliśmy do Kielc po zwycięstwo i to osiągnęliśmy. Regularnie chcemy gromadzić komplety punktów.