Tą tragedią od wczoraj żyje cała Polska. Maurycy, wraz ze swoimi kolegami z przedszkola oraz opiekunkami, wybrał się na pocztę, aby wysłać swoją pierwszą w życiu pocztówkę. Niestety, na ich drodze stanął 71-letni Zbysław C. Mężczyzna najpierw miał grozić przechodniom, potem podszedł do chłopca i ranił go nożem w klatkę piersiową. Dramat rozegrał się na oczach całej grupy i przypadkowych świadków.
W Poznaniu mężczyzna zaatakował nożem 5-latka
Do zdarzenia doszło wczoraj (18 października) na poznańskim Łazarzu. Po brutalnym ataku, mężczyzna uciekł. Został zatrzymany przez funkcjonariuszkę z Komendy Miejskiej Policji w Poznaniu po służbie oraz świadków. Krzyk przedszkolanek usłyszał m.in. Grzegorz Konopczyński, z firmy Remondis Sanitech Poznań.
Zapytałem, co się stało. Panie odpowiedziały, że mężczyzna dźgnął dziecko nożem. Zapytałem, gdzie on jest i usłyszałem, że tam biegnie. Wystartowałem za nim, kiedy go dogoniłem, rozmowę z nim prowadziła, jak się później okazało, policjantka. On miał cały czas w ręku nóż. Zaszedłem do od tyłu i uderzyłem go w łydkę. W tym momencie stracił równowagę i się nachylił, i wtedy uderzyłem go kolanem w żebro - relacjonował dziennikarzom.
Napastnik wypuścił z ręki nóż.
- Ja ten nóż odtrąciłem, a pani policjantka na nim usiadła. Podbiegł do nas kolega z mojego zespołu i trzymał mu nogi. Wtedy pomyślałem, że jak on jest już unieszkodliwiony, to ja wrócę zobaczyć, co z dzieckiem. Ja się bardziej nim przejąłem, bo ja go wiedziałem. Tam była prowadzona reanimacja. Trzymałem mocno za niego kciuki. No nie udało się - mówił łamiącym głosem pan Grzegorz, który przez wielu nazywany jest bohaterem bez peleryny.
Maurycy trafił na "zespół aniołów", ale nie udało się go uratować
Mały chłopczyk najpierw długo był reanimowany na miejscu. Potem został przewieziony do Szpitala Klinicznego im. Karola Jonschera w Poznaniu. W korytarzu na jego przyjazd czekał już zespół lekarzy, który mocno wierzył w to, że uda im się uratować jego życie. Prof. Przemysław Mańkowski nazywa ich aniołami.
W walkę o jego życie było zaangażowane pół szpitala. Byliśmy gotowi na przyjazd tego chłopczyka. Mój zespół to byli aniołowie, którzy próbowali ze szponów śmierci wyrwać to dziecko. Teraz wszyscy są roztrzęsieni - mówił w rozmowie z TVN24.
Lekarzowi, z długoletnim stażem, trudno było opanować emocje, kiedy opowiadał o walce o życie Maurycego. Nie ukrywał, że jego śmierć bardzo nim wstrząsnęła.
Rany były tak poważne, że to dziecko nie miało szans. To był mały chłopczyk, który miał mało krewki. Tak duży uraz, który uszkodził główne naczynia spowodował, że medycyna w tym przypadku była bezsilna - powiedział dziennikarzom.
71-latek, który śmiertelnie ranił dziecko, trafił do szpitala
Nożownik - 71-letni mieszkaniec stolicy Wielkopolski - po zatrzymaniu został przewieziony do szpitala. Jak wyjaśnił mł. insp. Andrzej Borowiak, oficer prasowy KWP w Poznaniu, jest to rutynowe działanie. Na razie nie wiadomo, kiedy mężczyzna zostanie przesłuchany.
W miejscu, gdzie nożownik zaatakował dziecko płoną znicze
Poznaniacy są wstrząśnięci tragedią. W miejscu, gdzie chłopiec został zaatakowany od wczoraj płoną znicze. Ludzie przynoszą też maskotki, a dzieci rysunki. Trudno przejść koło tego miejsca obojętnie. Osoby, które tu przychodzą, zastanawiają się, jak można skrzywdzić niewinne dziecko.
Chłopca postanowiła upamiętnić także społeczność z grupy Poznański Apel Zmotoryzowanych.
- Oddajmy mu hołd i nigdy nie dopuśćmy, by agresywni ludzie byli nam obojętni. Reagujmy! - napisali w mediach społecznościowych.
19 października o godzinie 10:00 kierowcy zaczęli trąbić w swoich samochodach ku pamięci Maurycego.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.