reklama

Panika przy odpadach

Opublikowano:
Autor:

Panika przy odpadach - Zdjęcie główne
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

KulturaZakład przetwórstwa odpadów zwierzęcych i biogazownia mają powstać na terenie przedsiębiorstwa Pini Beef w Końskowoli. W minioną środę władze firmy przekonywały radnych i sołtysów, że powstanie nowych inwestycji nie wiąże się z uciążliwością dla mieszkańców.

Wieść o planach budowy zakładu przetwórstwa odpadów i biogazowni zaledwie w kilka dni obiegła całą gminę Końskowola. Mieszkańcy od razu rozpoczęli pisanie protestów i zbieranie podpisów. W dwa dni pismo poparło ok. tysiąc osób. Obiekty miały powstać na terenie zakładów Pini Beef.

Sprawa stanęła również na środowej sesji rady gminy. - Prosimy o udzielenie informacji dotyczących planów powstania w gminie zakładów utylizacji odpadów zwierzęcych. Mieszkańcy są tą kwestią zaniepokojeni i już zaczęli protestować - mówił na sesji radny Janusz Próchniak.

Informacje o zbieraniu podpisów dotarły również do władz gminy. Dlatego na środową sesję wójt gminy Końskowola zaprosił także przedstawicieli firmy Pini Beef i powiatowego lekarza weterynarii.

 

Zakład przetwórstwa w planach

Okazuje się, że rzeczywiście firma Pini Beef planuje budowę na terenie swoich obiektów zakładu przetwórstwa odpadów zwierzęcych. – Pomysł pojawił się kilka tygodni temu. Dwa tygodnie temu o sprawie rozmawialiśmy z powiatowym lekarzem weterynarii - mówił Artur Osiak, dyrektor generalny Pinii Beef.

Wieść o inwestycji rozeszła się bardzo szybko. Tempem jej rozprzestrzenienia zdziwiony był prezes Pini Beef. – Dopiero we wrześniu planujemy rozpocząć prace projektowe – mówił Romano Pini. – W tej chwili otwarcie z państwem o całej sprawie rozmawiamy.

Czym będzie się zajmował nowy zakład? Chodzi o przetwarzanie odpadów zwierzęcych, które powstają na terenie dwóch zakładów grupy Pini w Polsce. Dziennie ma być przerabiane ok. 400 ton odpadów ubocznych powstających w Końskowoli i Kutnie. Normy unijne dzielą tego typu materiał na trzy kategorie. W pierwszej znajdują się np. padłe zwierzęta, odpady zakażone chorobami czy niespełniające wymagań weterynaryjnych. Do drugiej zalicza się min. elementy zwierzęce nienadające się do spożycia przez ludzi, zanieczyszczone, mogące negatywnie oddziaływać na środowisko. Natomiast zakład planowany na terenie Pinii Beef ma przetwarzać odpady kategorii trzeciej.

- Będą to tłuszcze, kości czy ścięgna – tłumaczył Artur Osiak – Nie nadają się one do spożycia przez ludzi, natomiast są wykorzystywane w innych celach, np. w przemyśle kosmetycznym do produkcji kremów.

W wyniku przetworzenia tych produktów ma powstać również mączka, którą stosuje się np. do użyźniania ziemi. Przedstawiciele zakładu w dalszych planach rozważają również budowę biogazowni. Na środowym spotkaniu tłumaczyli jednak, że jeśli w ogóle się zdecydują na zainwestowanie w nią, to będzie to w odległej przyszłości.

 

Ludzie się boją

Mieszkańcy, radni i sołtysi z gminy Końskowola nie ukrywali jednak, że boją się iż nowa inwestycja wpłynie negatywnie na ich okolice.

- Czy ten zakład jest bezpieczny, czy nie będzie generował nieprzyjemnych zapachów i zanieczyszczenia środowiska? – pytał Mirosław Pustelnik, przewodniczący rady gminy.

Okazało się, że wcale na te wątpliwości nie jest łatwo odpowiedzieć.

- Pytanie jest trudne, bo to pierwszy tego typu zakład w powiecie i może również jedyny w województwie – mówił Jarosław Wiciński, powiatowy inspektor weterynarii. – W tej chwili nie potrafię ocenić, czy technologia jest bezpieczna, bo jej nie znam. Trzeba jednak dodać, że musi być ona zgodna z normami unijnymi. Już teraz mogę również zapewnić, że inspekcja weterynaryjna będzie nadzorować tę działalność na każdym jej etapie - tłumaczył.

Z kolei przedstawiciele Pini Beef zapewniali, że inwestycja nie będzie miała negatywnego wpływu ani na mieszkańców, ani na środowisko. O szczegóły dopytywali również radni i starosta Witold Popiołek. Uczestnicy spotkania chcieli również gwarancji od władz gminy, że nie dopuszczą, żeby nowa inwestycja odbiła się negatywnie na mieszkańcach.

- Nie dopuszczę, żeby stało się coś wbrew obowiązującemu prawu – mówił Stanisław Gołębiowski, wójt Końskowoli. – Z drugiej jednak strony nie możemy popadać w panikę. Albo chcemy rozwijać gminę, albo zakładajmy siermięgi i liczmy na dotacje.

Do sprawy wrócimy. 

Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE