Dlatego dziś, gdy myślimy o bezpieczeństwie naszych rodzin, firm, gmin, a nawet państwa musimy myśleć także o prądzie w gniazdku. Jak? Tu odpowiedź jest prosta: postawić na własne, niezależna, polskie źródła. W praktyce oznacza to rozwijanie energetyki rozproszonej, w tym także wiatrowej i magazynów energii tu, u nas na miejscu.
Lekcja ostatnich lat
Atak Rosji na Ukrainę był punktem zwrotnym. Ceny paliw skakały, przedsiębiorcy zaciskali zęby, a rodziny liczyły każdą złotówkę. Wszyscy to przeżyliśmy. Wniosek? Trzeba ograniczyć zależność od importu surowców. Im mniej sprowadzamy gazu, węgla czy ropy, tym mniej powodów do niepokoju. Wiatr, który wieje nad Lubelszczyzną, nie jest sterowany z Moskwy, Mińska ani z żadnej innej stolicy. To nasz bezpieczny i niezależny surowiec energetyczny.
Wiatr jako tarcza
Elektrownie wiatrowe nie spalają paliw, więc nie podbijają cen uprawnieniami do emisji i nie potrzebują narażonych na ataki czy dywersję konwojów z surowcem. Dają prąd po przewidywalnych i niskich kosztach. A kiedy pracują w parze z magazynami energii, potrafią oddawać go wtedy, gdy jest najbardziej potrzebny. W ten sposób zmniejszamy import i tworzymy realną, patriotyczną, polską tarczę energetyczną, zaczynając już od poziomu gmin, jak Poniatowa.
Odporna gmina to gmina z własną produkcją
Czy gmina może być bardziej odporna na kryzysy? Oczywiście. Tam, gdzie część energii powstaje lokalnie, rachunki mieszkańców w dłuższym horyzoncie są stabilniejsze, a przerwy w dostawach krótsze. Dodatkowo budżet samorządu zyskuje: są podatki z farm, opłaty za dzierżawny gruntów, nowe drogi, itp. To pieniądze, które można przeznaczyć na szkołę, remizę, oświetlenie ulic, klub sportowy czy dom kultury. Zamiast wysyłać środki do zagranicznych koncernów paliwowych, zatrzymujemy wartość u siebie. Na dodatek, w razie problemów elektrowni węglowych czy (w przyszłości) jądrowych, lokalny producent energii (z wiatru czy słońca) ma własne źródło zasilania, a mieszkańcy zabezpieczony dostęp do energii.
Polska może sprzedawać prąd, nie kupować problemy
Mamy potencjał, by z kraju importera paliw stać się eksporterem taniej energii. To konkretna przewaga gospodarcza: tańsza produkcja dla polskich firm, większa konkurencyjność naszych towarów, miejsca pracy w nowych branżach. Jeżeli zbudujemy nadwyżkę takiej energii z wiatru czy słońca, to nie tylko uniezależnimy się od Rosji i jej satelitów, ale zaczniemy zarabiać. Proste, uczciwe i po polsku rozsądne.
Zysk mieszkańców
Co z tego ma zwykły człowiek? Po pierwsze, stabilniejsze rachunki w perspektywie lat. Po drugie, większe bezpieczeństwo dostaw – bo prąd będzie powstawał także u nas. Po trzecie, opisane już konkretne korzyści dla gminy: środki na lokalne potrzeby, lepsza infrastruktura, wsparcie dla szkół i seniorów. Rolnicy zyskują dodatkowe źródło dochodu z dzierżaw, a drogi dojazdowe, budowane przy inwestycjach, służą wszystkim.
O Rosji powiedzmy wprost
Rosji nie zależy na naszej niezależności energetycznej. Węgiel, gaz, ropa to dziś broń Putina. Im bardziej polegamy na imporcie, tym łatwiej nas naciskać. Każda megawatogodzina wyprodukowana z naszego wiatru to mniej pieniędzy, które mogłyby wzmocnić kremlowską machinę. To wybór cywilizacyjny: albo płacimy za cudzy gaz, albo inwestujemy w polski wiatr i polskie bezpieczeństwo. Elektrownie węglowe, gazowe, a zwłaszcza nuklearne to potężne obiekty. Jak pokazuje wojna w Ukrainie, są jednym pierwszych i głównych celów ataków rakiet, bomb czy dronów. Nawet niewielkie uszkodzenie, może zachwiać regularnymi dostawami prądu do mieszkańców.
A wyobraźmy sobie - w epoce internetu, telefonów komórkowych, telewizji, baterii, kuchenek elektrycznych etc - ile będziemy potrafić przetrwać komfortowo bez prądu? Dlatego rozproszenie źródeł energii jest tak potrzebne i rozsądne. Nie chodzi tu o zastąpienie węgla czy atomu wiatrakami czy panelami, ale o uzupełnienie. Nawet kilkanaście wiatraków nie da tyle energii, co potężna elektrownia konwencjonalna. Ale może starczy na zasilenie lokalnej przychodni, szpitala czy szkoły w razie kryzysu? To dlatego Ukraina mimo toczącej się wojny wciąż inwestuje bardzo duże środki w budowę parków wiatrowych, które mogą w najkrótszym czasie zapewnić dostawy energii lokalnym odbiorcom.
Decyzja, która wzmacnia nas wszystkich
Energetyka wiatrowa, słoneczna i magazyny energii to nie jest fanaberia „ekologów z miasta”. To zdrowy rozsądek dobrego gospodarza i patrioty: mieć własne, tanie i pewne źródło prądu, a nie prosić o łaskę obcych. To także mądre gospodarowanie pieniędzmi – inwestycja, która zostaje w gminie i pracuje dla mieszkańców. Potrzebna jest odwaga, by powiedzieć „sprawdzam” i postawić na patriotyzm i niezależność. Bo silna gmina to silna Polska – a silna Polska to taka, której nikt nie może odciąć energii.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.