- Myślę, że nie będzie tu żadnego zaskoczenia. Chciałem zostać piłkarzem i grać na wielkich wypełnionych stadionach.
- Cristiano Ronaldo. Od zawsze imponował mi swoją grą. A przede wszystkim skutecznością.
Ulubiony klub?
- Manchester United.
Drużyna, w której chciałeś zagrać?
- Manchester United. Od małego jestem kibicem tego klubu. W wieku sześciu lat dostałem swoją pierwszą koszulkę piłkarską. Pamiętam ją doskonale. Trykot "Czerwonych Diabłów" z numerem 7 na plecach i nazwiskiem Beckham.
Klub, w którym byś nigdy nie zagrał?
- Chyba nie ma takiego klubu. Chociaż Liverpool bardzo nie lubi się z Manchesterem United, to jeżeli zadzwoni do mnie Jürgen Klopp, to spakuję się i pojadę grać dla Liverpoolu (śmiech - przyp.red.).
Najlepszy piłkarz w Ekstraklasie?
- Szczerze? Nie wiem. Nie oglądam Ekstraklasy, więc nie jestem najlepszym ekspertem, żeby wytypować takiego piłkarza.
Najlepszy piłkarz Cisowianki Drzewce?
- Ciężkie pytanie. Jeżeli miałbym wziąć pod uwagę całokształt, to wytypowałbym Konrada Szczotkę albo siebie. Z racji tego, że graliśmy na wyższych poziomach i mamy trochę doświadczenia. Jeżeli zapytałbyś mnie o najważniejszego piłkarza Cisowianki, to odpowiedziałbym: Jan Wankiewicz. Uważam, że to kluczowy piłkarz naszego zespołu. Jestem fanem jego gry.
Którzy piłkarze trzymają szatnię Cisowianki?
- Tu nie powiem niczego zaskakującego. Szatnię trzymają najstarsi i najbardziej doświadczeni zawodnicy.
Największy żartowniś w drużynie?
- Tutaj jest kilku kandydatów. Ogólnie w szatni jest mega dobra atmosferka i żarty są na porządku dziennym. Ciężko wymienić jednego.
Największy imprezowicz?
- Jest kilku asów, którzy nad ranem zamykają lubelskie lokale, ale pozwolisz, że nie będę wymieniał nazwisk (śmiech - przyp. red.).
Największy modniś?
- Jeszcze kilka lat temu pewnie bym wskazał na siebie, ale chyba już jestem powoli dinozaurem. Teraz tutaj zdecydowanie prym wiedzie nasza młodzież. Często odpalają jakieś stylówki, które nie przechodzą w szatni niezauważone (śmiech - przyp. red.).
Największy nerwus?
- Na boisku? Wskazuję na siebie. Koledzy zawsze mi mówią, że za dużo na nich krzyczę.
Największy pantofel?
- Szczerze mówiąc, nie wiem. Nie przychodzi mi do głowy nikt tak z biegu. Jeżeli nawet tacy są, to w szatni nie dają tego po sobie poznać. Zgrywają twardzieli, ale wracają do domu i każdy wie, jak jest (śmiech - przyp. red.).
Największy fighter?
- Tutaj bez wątpienia wskazuję Rafała Gizińskiego. Nie polecam mieć zgrzytów z tym panem.
Którego z zawodników chciałbyś zobaczyć w "Turbokozaku"?
- Myślę, że postawiłbym na Krzysztofa Figiela.
Najbardziej pamiętna impreza z kolegami z drużyny?
- Tutaj można wskazać każde wkupne albo zakończenie. Na każdym dzieje się tyle, że potem tydzień krążą przeróżne opowieści.
Jesteś zwolennikiem, czy przeciwnikiem pirotechniki na stadionach?
- Zdecydowanie jestem "za". Zawsze to podgrzewa atmosferę na stadionie i dodaje dużo do widowiska.
Co denerwuje Cię w działaczach Cisowianki?
- Nie ma nic takiego. Nasi prezesi mega się starają, żeby cały klub wchodził na coraz to wyższy szczebel. Chwała im za to i trzymam kciuki za dalszą pracę nad klubem.
Wymarzone miejsce na wczasy?
- Nowy York. Ogólnie kilka miejsc w Stanach Zjednoczonych.
Najpiękniejsze miejsce, w którym byłeś?
- Myślę, że Maya Bay w Tajlandii. W życiu nie widziałem piękniejszego miejsca. Polecam.
Ulubiona muzyka?
- Rap/pop i coś, co wpadnie mi w ucho.
Jak sobie radzisz w kuchni?
- Myślę, że radzę sobie całkiem dobrze. Ale tutaj trzeba byłoby zapytać mojej żony. Myślę, że oceniłaby to bardziej obiektywnie.
Popisowe danie?
- Placki ziemniaczane.
Ulubiona potrawa?
- Pizza i pasta. Nie potrafię wybrać.
Ostatnio przeczytana książka?
- "Narkonomia", a teraz obecnie prezent od żony "Nic mnie nie złamie" Davida Goginsa.
Czym zajmujesz się prywatnie?
- Prowadzę swoją firmę związaną z nieruchomościami.
Gdyby nie piłka nożna?
- Nawet nie chcę myśleć. Piłka jest ze mną od zawsze. Dużo mnie nauczyła. Przede wszystkim charakteru i ambicji. Myślę, że piłka już ze mną zostanie na zawsze.
Bilet na mecz życia, czy bilet w kosmos?
- Zdecydowanie bilet na mecz życia.
Górskie spacery, czy morze?
- Morze. Lubię piasek, słońce i wodę.
Na ryby, czy na grzyby?
- Ryby.
Wieś, czy miasto?
- Miasto.
Samotnie, czy w tłumie?
- Chyba w tłumie. Lubię towarzystwo.
Trzy rzeczy, które byś zabrał na bezludną wyspę?
- Piłka, książka i trx (specjalne taśmy do treningu - przyp. red.).
Filharmonia, czy festyn?
- Kiedyś festyn, dzisiaj filharmonia.
Dres, czy kołnierzyk?
- Kołnierzyk. Mój wiek już zobowiązuje (śmiech - przyp. red.).
Piwo, czy whisky?
- Coca cola zero (śmiech - przyp. red.).
Nie potrafię żyć bez...
- Mateusz, podchwytliwe pytania zadajesz! Moja odpowiedź to: bez mojej żony. Dobrze wiesz, że niedawno brałem ślub i nie mogę odpowiedzieć inaczej, a po drugie wiem, że będzie czytała artykuł. Nie chcę mieć kłopotów w domu (śmiech - przyp. red.).
Miejsce urodzenia?
- Lublin.
Numer buta?
- 42.
Samochód?
- Opel Insignia.
Żona/dziewczyna/dzieci?
- Żona Paulina.
Czego nie wziąłbyś do ust?
- Nie wiem, nie przychodzi mi nic do głowy. Tydzień temu pomyślałbym o jakichś robakach. Dzisiaj wiem, że niektóre nie są takie złe. Potwierdzone info.
Wykształcenie?
- Wyższe.
Hobby?
- Oprócz piłki nożnej ostatnio bardzo mocno tenis. A ogólnie to szeroko pojęta moda.
Ksywa?
- "Kali", "Kalina".
Twoi najwierniejsi kibice?
- Moimi najwierniejszymi kibicami są rodzice: Ania i Sławek. Od zawsze, jak tylko mogą, to przyjeżdżają na moje mecze, gdzie by się nie odbywały. Czasami jeździli naprawdę daleko, żeby zobaczyć moje mecze.
MOJA PRZYGODA Z PIŁKĄ
Zaczęła się w Opolaninie Opole Lubelskie. Tam stawiałem swoje pierwsze kroki pod okiem Michała Kusia z chłopakami starszymi ode mnie o dwa lub trzy lata. Stamtąd poszedłem do Wisły Puławy, gdzie łącznie spędziłem dziewięć lat. Przeszedłem wszystkie szczeble - od trampkarza do seniora. W międzyczasie miałem bardzo udane półroczne wypożyczenie do Lublinianki, gdzie złapałem sporo minut w piłce seniorskiej, co dało mi sporo pewności siebie po powrocie z wypożyczenia. Wraz z zespołem z Puław wywalczyłem awans do pierwszej ligi.
Później spędziłem pięć lat w Orlętach Radzyń Podlaski. To był bardzo fajny czas i zawsze z sentymentem będę wspominał pobyt w klubie mieszczącym się przy ul. Warszawskiej.
Miałem również swój czas w Lubliniance Lublin oraz w Avii Świdnik. Później przyszedł czas na Cisowiankę Drzewce. Z zespołem wywalczyliśmy awans z Klasy Okręgowej do czwartej ligi. Za nami bardzo udana runda jesienna w naszym wykonaniu. Plasujemy się w czołówce. Historia z piłką pisze się dalej. Jaka będzie? Tego nikt nie wie, ale życzę sobie, żeby trwała jak najdłużej. Mam nadzieję, że będą omijały mnie kontuzje.
Komentarze (0)
Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.