reklama
reklama

Niezgoda: w marcu zostanę tatą!

Opublikowano: Aktualizacja: 
Autor:

Niezgoda: w marcu zostanę tatą! - Zdjęcie główne

reklama
Udostępnij na:
Facebook

Przeczytaj również:

Sport Niedługo minie rok, od kiedy Jarosław Niezgoda przeniósł się z Legii Warszawa do Portland Timbers, czyli drużyny Major League Soccers w Stanach Zjednoczonych. 25-latek rozegrał 21 meczów, strzelił osiem goli w zaledwie 725 minutach. W minionym roku oświadczył się pięknej Izabeli Kujawskiej, a w ostatnich dniach wyszło na jaw, iż para spodziewa się potomka.
reklama

ROZMOWA Z Jarosławem Niezgodą, napastnikiem Portland Timbers, byłym zawodnikiem Opolanina Opole Lubelskie oraz Wisły Puławy
Niezgoda: w marcu zostanę tatą!

Jesteś zadowolony z początku przygody ze Stanami Zjednoczonymi?

- Oj, muszę się rozwinąć. Obecnie jestem kontuzjowany i można byłoby to różnie oceniać. Do momentu odniesienia urazu wszystko było super. Wówczas śmiało mógłbym powiedzieć, że jestem zadowolony. Z perspektywy kontuzji można myśleć inaczej, ale nie da się ukryć, że za mną pozytywny czas.

 

Rozegrałeś 21 meczów...

- Strzeliłem osiem goli. Wiem, że stać mnie na dużo więcej, aczkolwiek przyleciałem do nowego kraju, gdzie wszystko było zupełnie inne niż w naszym kraju. Tuż przed odniesieniem kontuzji grało mi się dobrze, zacząłem regularnie strzelać. Pamiętajmy, że rozegrałem nieco ponad 700 minut, więc średnia może się podobać.

 

Major League Soccers. Jak ocenisz zupełnie nową dla siebie ligę?

- Nie chcę porównywać jej z naszą Ekstraklasą. Jestem napastnikiem i mogę przyznać, że jest dla mnie wygodniejsza. Podczas treningów oraz meczów kontakt pomiędzy zawodnikami jest dużo mniejszy. W Polsce byłem mocniej poobijany.

 

Odniosłeś kontuzję na początku listopada. Niedługo wcześniej podobnego urazu doznał Sebastian Blanco...

- Jako zespół liczyliśmy na dużo więcej. Bez "Seby" i mojej osoby odpadliśmy z rozgrywek w pierwszej fazie play-off. Apetyty były nieco większe. Chcieliśmy powalczyć o mistrzostwo. Drużyna bez Blanco traciła bardzo dużo. Nie chcę wywyższać się, ale również ja znaczyłem dużo. Strzelałem gole.

 

Przygodę z Ameryką rozpocząłeś od ablacji serca...

- To już druga ingerencja w moje "serducho".

 

Pierwszą przeszedłeś jako zawodnik Legii Warszawa. Wiadomo było, że istnieje ryzyko, iż po pierwszym zabiegu wada może powrócić...

- Niestety, znalazłem się w pięciu procentach osób, u których potrzebny był kolejny zabieg.

 

Bałeś się?

- Byłem świadomy, co będzie się działo. Czy się bałem? Przed samym zabiegiem był strach. Im było bliżej, było gorzej. Z drugiej strony wiedziałem, o co chodzi i jak wyglądają kolejne dni po wyjściu ze szpitala. Byłeś uśpiony, nic nie czułem. Wstałem jak nowo narodzony.

 

A później lockdown...

- Rozmawialiśmy jakiś czas temu i mówiłem, że lubię przebywać w domu, ale tego było za wiele. Do tego przez niemal trzy miesiące byłem sam jak palec. Moja Iza wyleciała ze Stanów Zjednoczonych do Polski na trzy dni przed ogłoszeniem lockdownu i nie miała możliwości powrotu do mnie. Siedziałem w domu, trenowałem indywidualnie. Jestem typem domatora, ale wtedy to była przesada. Przeżyłem ciężki czas i to już za mną. Z drugiej strony wszyscy mieli podobnie. Jako piłkarz nie mogłem też narzekać. Kontrakt mnie obowiązywał. Nie było groźby, że ktoś wyrzuci mnie z pracy, jak działo się w wielu rodzinach.

 

Ale od dłuższego czasu jesteś ze swoją ukochaną...

- Dokładnie. Iza jest razem ze mną.

 

Pod koniec września oświadczyłeś się...

- Takie życie (śmiech - przyp. red.). Jesteśmy z Izą parą od trzech lat i trzeba było zrobić kolejny krok. Moja pani odpowiedziała "tak".

 

Zdradziłeś mi wcześniej, że do oświadczyn doszło nad brzegiem oceanu...

- Trzeba być romantycznym (śmiech - przyp. red.).

 

Jak odnajdujecie się za wielką wodą?

- Jest w porządku. Złapaliśmy kontakt z innymi ludźmi. Mamy znajomych. Nie mogę narzekać.

 

Kilka tygodni temu pojawiła się informacja, która mówiła o wypożyczeniu Ciebie z Portland do Legii. Ile w tym prawdy?

- Nie było takiego tematu. Kompletnie. Nie wiem nawet, skąd takie informacje. Widziałem je. Pokazała mi je Iza. Zdziwiłem się, bo przecież nigdzie się nie wybierałem. Czułem i czuję się świetnie w Portland.

 

Wróćmy do momentu, kiedy odniosłeś kontuzję...

- Graliśmy z Vancouver. Wszedłem na boisko na ostatnie minuty. W doliczonym czasie ruszyłem do odbioru piłki. Miałem ją w zasięgu. Przeliczyłem się i chciałem zmienić kierunek biegu. Nie wyszło tak, jak chciałem. Noga mi została i nieszczęście gotowe.

 

Czułeś, że to poważny uraz?

- Niestety, ale tak. Wcześniej nie miałem takiego urazu, ale wiedziałem, jak to wygląda. Czułem ból i usłyszałem nienaturalny trzask w kolanie. Zostałem zniesiony z boiska. Po badaniach okazało się, że doznałem zerwania więzadła krzyżowego i uszkodzona została łąkotka.

 

Rozmawialiśmy prywatnie tuż po odniesieniu kontuzji. W głosie dało się słyszeć przygnębienie...

- Niestety. Coraz lepiej sobie radziłem na boisku, strzelałem bramki i jedna chwila przekreśliła moje plany. Pierwsze dni po operacji były straszne. Trzy tygodnie były wyjęte z życia. Cztery dni leżałem w łóżku. Później rozpocząłem rehabilitację w klubie. Teraz jest zdecydowanie lepiej. Mijają właśnie dwa miesiące od "krojenia".

 

Chodzisz o kulach?

- Odłożyłem je po dwóch tygodniach. Obecnie chodzę normalnie. Może leciutko utykam.

 

Co mówią lekarze?

- Operacja przebiegła pomyślnie. Teraz tylko cierpliwość i codzienna rehabilitacja.

 

Ale na początek przygotowań nie zdążysz?

- Inauguracja nowego sezonu przewidziana jest na marzec, więc nie ma szans, bym od początku był z drużyną. Po takich kontuzjach potrzebne jest minimum pół roku, by wrócić do normalnej dyspozycji. Nie mówię oczywiście o formie. Będę potrzebował trochę czasu, ale spokojnie. Teraz najważniejsza jest rehabilitacja.

 

No i oczekiwanie na dzidziusia...

- Zgadza się. W marcu na świat przyjdzie córeczka.

 

Jak będzie miała na imię?

- Pozwól, że to zostanie tajemnicą. Najpierw dam na chrzest (śmiech - przyp. red.).

 

Będziesz ojcem...

- To świetna wiadomość. Mam 25 lat, więc czas na potomstwo. Jeśli nic się nie zmieni, przyjdzie na świat w Stanach Zjednoczonych.

 

Święta spędziłeś w Polsce...

- Po kilku miesiącach wreszcie stanąłem na naszej ziemi. Przylecieliśmy 14 grudnia. Mieliśmy wracać jeszcze w 2020 roku, lecz nie wyszło. W pierwszych dniach stycznia wracamy. Był czas na odwiedzenie rodzin, znajomych. Byłem w Lublinie u Karola Kality i Adasia Nowaka, z którymi występowałem w Wiśle Puławy. Nie planowaliśmy przylotu. Iza jest w ciąży, mamy czas pandemii, lecz był to przymus. Zdecydowały sprawy wizowe.

 

Gdzie zatrzymaliście się w Polsce?

- U moich przyszłych teściów, którzy mieszkają pod Warszawą.

 

Jak się mieszka w Stanach?

- Trudno ocenić, gdyż mamy czasy pandemii i cały świat zwolnił. Mieszkamy w pięknym miejscu, gdzie jest bardzo dużo zieleni. Podoba mi się.

 

Jak radzisz sobie z językiem?

- Nie ma tragedii. Rozumiem, co się do mnie mówi, potrafię odpowiedzieć. Wiadomo, że gdy rozmawia się z człowiekiem ze Stanów, czasami trudno wszystko "złapać". Muszę prosić o powtórzenie. Łatwiej rozmawia się z ludźmi z Europy, którzy uczyli się języka. Trzymam się z chłopakami ze Starego Kontynentu: z Chorwatem i Słoweńcem.

 

Kiedy ponownie przylecisz do Polski?

- Pewnie za rok. Rozgrywki rozpoczną się w marcu, a skończą w listopadzie. Wyprawa ze Stanów do kraju to skomplikowana akcja. Dużo łatwiej przylecieć z Niemiec czy Anglii. Tutaj trzeba poświęcić dwa dni na podróż, a później chwilę na "odkręcenie się" po locie. Pamiętajmy, że oba kraje dzieli duża różnica czasowa.

reklama
reklama
Udostępnij na:
Facebook
wróć na stronę główną

ZALOGUJ SIĘ - Twoje komentarze będą wyróżnione oraz uzyskasz dostęp do materiałów PREMIUM.

e-mail
hasło

Nie masz konta? ZAREJESTRUJ SIĘ Zapomniałeś hasła? ODZYSKAJ JE

reklama
Komentarze (0)

Wysyłając komentarz akceptujesz regulamin serwisu. Zgodnie z art. 24 ust. 1 pkt 3 i 4 ustawy o ochronie danych osobowych, podanie danych jest dobrowolne, Użytkownikowi przysługuje prawo dostępu do treści swoich danych i ich poprawiania. Jak to zrobić dowiesz się w zakładce polityka prywatności.

Wczytywanie komentarzy
reklama
reklama