Rodzice: Lekarz przekroczył uprawnienia
Dla młodego małżeństwa z Puław to miały być jedne z najpiękniejszych chwil w ich życiu. Młoda kobieta zaszła w ciążę. Wszystko przebiegało prawidłowo. W czwartek, 5 listopada, rozpoczęła się akcja porodowa. - Wybrałam najbliższy szpital, nie myślałam już nawet, żeby jechać gdzieś dalej, np. do Lublina - mówi mieszkanka Puław. Przed przyjęciem na oddział puławskiego szpitala, ciężarnej wykonano test na obecność koronawirusa. Wynik był negatywny. Poród odbył się bez problemów. Kobieta czekała na wypis ze szpitala.
- W niedzielę dowiedziałam się, że mój syn ma infekcję bakteryjną i że będzie musiał zostać dodatkowe pięć dni na leczeniu antybiotykiem. Już wcześniej słyszałam o tym, że w takich sytuacjach kobiety nie zostają w szpitalu z dzieckiem. Zaczęłam się martwić, jak to będzie - opowiada świeżo upieczona mama.
We wtorek, 10 listopada, przyszedł ordynator i poinformował pacjentkę, że kwalifikuje się do wypisu. Ta zapytała o możliwość pozostania z dzieckiem.
- Ordynator się na to nie zgodził. Powiedziałam, że mogę wykupić łóżko, mogę zapłacić za to, cena nie gra roli, aby tylko być z dzieckiem. Ale oczywiście wszystko było na nie. Ordynator tłumaczył, że mają dużo pracy w związku z covidem - wspomina kobieta.
- Po godz. 17 przyszedł ordynator, akurat karmiłam syna, zobaczył, że jeszcze nie jestem spakowana i wtedy powiedział, że w takim razie będziemy załatwiać sprawę inaczej - ciągnie dalej nasza czytelniczka.
- Dyrektor trzasnął mu drzwiami przed nosem i nic nie zdziałał - przyznaje.
- Powiedział, że w związku z tym, że któryś lekarz ma covida, jest pani skierowana na kwarantannę. A ja nawet nie miałam z nim styczności. Miałam kontakt tylko z ordynatorem i z położnymi. Dostałam telefon od sanepidu, że muszę opuścić szpital do następnego dnia do godz. 12 - opowiada dalej młoda kobieta.
Więcej w elektronicznym (CZYTAJ TUTAJ) i papierowym wydaniu Wspólnoty (dostępnym w punktach sprzedaży).